poniedziałek, 29 kwietnia 2013

My world : 3

Nieźle wkurzona przecisnęłam się przez tłum gapiów. Równiutko z dzwonkiem weszłam do klasy. Temat dzisiejszej lekcji nie zapowiadał się ciekawie. Alkany i alkeny – tak tego mi było trzeba – pomyślałam z sarkazmem. Bardzo entuzjastycznie podeszłam do tej lekcji. Wciąż wkurzona otworzyłam zeszyt niemalże rzucając go na ławkę. Alice i Elizabeth wymieniły ze sobą znaczące spojrzenia. Przez 45 minut męczarni, zdążyłam już troszkę ochłonąć. „Nie należy oceniać książki po okładce”. Tak to jak najbardziej trafna uwaga.  W przeciągu tych kilkudziesięciu sekund podczas naszej pierwszej rozmowy, bardzo stracił w moich oczach. Wciąż wkurzona, choć nie tak jak na początku chemii, wyszłam w towarzystwie przyjaciółek.
-Coś się stało? – zapytała Alice.
-Nie –bąknęłam pod nosem.  „Po prostu debil” – mruknęłam jeszcze ciszej zaciskając dłonie w pięści.
- Chyba coś się zdarzyło pod czas naszej nie obecności, bo zaraz krew cię zaleje. – Zauważyła Elizabeth uświadamiając przy tym Alice. Obie wciąż z wielkim zaciekawieniem wlepiały we mnie oczy.
-A żebyście wiedziały! Wielki pan się znalazł … - warknęłam.
-To o co w końcu chodzi? – Zapytała coraz bardziej ciekawa Alice.
- Idę sobie korytarzem i napotkałam tego kretyna! Powiedział, żebym się nie wychylała, bo niechcący –tutaj dałam nacisk na słowo „niechcący”- zawadziłam o jakże wielmożnego panicza! A i dodał, że mogę mieć spiny z innymi. Myślałby kto?!
-Ale kto taki? – Zapytała Elizabeth łapiąc mnie za rękę, abym się trochę rozluźniła.
- Ten cały Harry ! Książę tej szkoły! –Wymachiwałam rękami jak głupia. Nie mogłam się pogodzić, że tacy ludzie stąpają po ziemi.
-Książę? Hmm … widzę, że już dałaś mi ksywkę. – Usłyszałam znany mi już ton głosu, choć wyczuwałam w nim odrobinkę ironii. Obróciłam się szybko zaskoczona przebiegiem akcji.
- Zastanawiałam się nad przydomkiem. Pasuje ci „ wpatrzony w siebie książę” czy bardziej” Książę wielkie ego?” . Nie! Już wiem „Bezczelny książę kretyn”. Które ci najbardziej odpowiada? – Starałam patrzeć na niego ze złością, ale gdy tylko zobaczyłam jego zielone oczy zapomniałam, co miałam powiedzieć. Ba! Zapomniałam jak mam na imię. On uśmiechnął się łobuzersko. Zatkało mnie, bo jeszcze nigdy wcześniej nie widziałam takiego uśmiechu. Poczułam, że nogi wypchane mam watą. Nie przestawałam na niego patrzeć, po prostu czekałam na dalszy rozwój naszej rozmowy.
- Cóż nie powiem masz charakterek, jak coś to wybieram wariant numer trzy- posłał mi jeszcze jeden uśmiech.- Sądzę, że nie powinnaś tak pochopnie wyciągać wniosków. To była tylko taka koleżeńska rada. – Powiedział to podejrzanie życzliwie opierając się o ścianę. Nie powiem dawało to całkiem niezły efekt.  Jakby tego było mało ręce włożył do kieszeni wzruszając przy tym ramionami. Oczy zalśniły mu niczym oczy małego szczeniaczka, błagającego o jeszcze jedną kość. Zatkało mnie. Przede mną stał teraz młody bóg, niczym model pozujący do sesji.
-Sądzę, że nie obchodzi mnie twoje zdanie. Żegnam panicza! – Odwróciłam się szybko, żeby nie stracić przytomności. Czułam na sobie jego przenikliwe spojrzenie.
-Żegnam księżniczkę -  usłyszałam za sobą rozbawiony głos Harry’ego. Odwróciłam się jeszcze na parę sekund posyłając mu lodowate spojrzenie.
-Co teraz mamy? – Zapytałam rozeźlona.
-Hmm … Angielski –opowiedziała zdezorientowana Elizabeth.
-To chodź cie szybciej, bo zaraz dzwonek. – Przyspieszyłam tępo naszych kroków.
- Więc o to chodzi … - Powiedziała jakby do siebie Elizabeth.
-No, no nie powiem całkiem sympatyczne pierwsze spotkanie – zaśmiała się Alice. Tylko mi wcale do śmiechu nie było. Angielski minął szybko. Zaraz po nim udałyśmy się na stołówkę. Złe emocje powoli uchodziły ze mnie, niczym powietrze z przekłutego balonu. Weszłam na stołówkę bacznie rozglądając się wokół. Siedział tam, gdzie zwykle. Otoczony grupką dziewczyn jadł frytki. Jego kolega Niall flirtował z jakąś brunetką. Widać, że nie był nią zainteresowany, ale za to ona, była wniebowzięta. Harry łobuzersko oparty o krzesło udawał mało zainteresowanego. Widać przyglądałam im się dość długo, bo Alice zaczęła szturchać mnie łokciem.
- Y y ? Co? Coś mówiłaś? –Powiedziałam to tak, jakbym dopiero co wstała. Sama zdziwiłam się tym faktem.
-Tak! Od 5 minut nawijam ci o wycieczce, a ty mnie masz gdzieś –oburzyła się Alice. Spojrzałam na nią pół przytomnym wzrokiem. Dziewczyna świdrowała mnie swoimi oczami. Wyczułam, że poczuła się zignorowana.
-Przepraszam myślami jestem… gdzieś indziej –moje usprawiedliwienie było mało skuteczne.  Alice popatrzyła na mnie marszcząc czoło, a zaraz po tym uniosła jedną brew.
-Tak, zapewne na Majorce z tym gburowatym typkiem – wskazała oczami Harry’ego.
-Wcale że nie, bo wybraliśmy Karaiby –uśmiechnęłam się. –Zresztą co to ma do rzeczy? Alice również zaszczyciła mnie swoim bielutkim uśmiechem.
-Nic, ale nie uważasz, że trochę przesadzasz? Gapisz się tam, jak narkoman na odwyku, który zobaczył leżącą przed nim marihuanę. – Sama zaśmiała się ze swojego porównania. Nie powiem kąciki moich ust również lekko zadrżały. Gorący rumieniec pojawił się na moich policzkach.
-Uważam, że nie masz racji. Po prostu patrzę się tam tylko i wyłącznie dlatego, że nie mogę się nadziwić : jak głupie są te dziewczyny. Dają się omamić i tylko wzdychają i trzepoczą swoimi rzęsami - żałosne. – Parsknęłam, aby dodać mojej wypowiedzi mocniejszego akcentu i pokazać Alice moje zgorszenie do tej sprawy.
-Taaak –przeciągnęła Alice wywracając oczami- bo ty byś tak nie robiła?
-Nie –odpowiedziałam krótko i stanowczo.
-Założę  się, że przy pierwszej lepszej okazji, zrobiłabyś to samo, co te według ciebie : głupie dziewczyny –zaśmiała się cicho popijająk łyk coli.
-Pewnie masz racje tylko, że ja dodałabym od siebie jeszcze głupi chichot. Wiesz ten, które mają te głupiutkie blondynki z filmów, żeby podkreślić moją atrakcyjność.– Powiedziałam to z taką powagę, że obie wybuchłyśmy śmiechem. Cała paczka przy stoliku jak jeden mąż popatrzyła na nas. Bella, do której nie pałałam zbytnio pozytywnym uczuciem parsknęła wzruszając ramionami, jakbyśmy zrobiły coś odrażającego. Szybko wbiłam wzrok w mój obiad i odczekałam, aż spojrzenia zniknęły. Popatrzyłam na Alice i znowu , choć tym razem cichutko parsknęłyśmy śmiechem. Nagle moją uwagę przyciągnęła rozmowa Mady z Bellą. Mady odgarniając swoje ogniste włosy z czoła zdawała relację  Belli.
- Wiesz zaczęliśmy tak zwyczajnie – hej –cześć, co tam w szkole i takie tam. W końcu dyskretnie jak mi doradziłaś zeszłam na temat balu.
-I co ?-Przerwała jej z niezwykłą ciekawością Bella.
-Ciii nie przerywaj mi -skarciła ją spojrzeniem poczym zaczęła kontynuować.-  Pieprzył coś bez sensu, więc postanowiłam przejąć inicjatywę. Zapytałam go z kim idzie, ale on odpowiedział mi jedynie, że jest jeszcze dużo czasu. – Obie spojrzały na stolik Niall’a i Harry’ego. W ich oczach dostrzec można było utęsknienie, a zarazem i pragnienie. No tak bogate dziewczynki, w końcu natknęły się na coś, czego bogaci rodzice nie mogli kupić. Obie westchnęły i znów pochyliły się ku sobie.
-Czyli dał ci kosza? –Zapytała Bella lekko usatysfakcjonowana.
- To jeszcze nie koniec- odpowiedziała jej jakby groziła, że ją zabije. Sama się wzdrygnęłam słysząc jej zjadliwy ton.
-Prędzej czy później i tak będzie mój-uśmiechnęła się blado.
-Mi podoba się ten jego kolega. Ten blondynek – oparła głowę o rękę i westchnęła głęboko zatracając się we własne myśli. Przyglądałam im się jeszcze przez chwilkę, poczym stwierdziłam, że nie ma sensu i zabrałam się za mój obiad. Czyli Mady miała chrapkę na Harry’ego . W sumie dziwiłam się chłopakowi, że odrzucił względy takiej dziewczyny, ale jak najbardziej się z tego cieszyłam. „ Dobrze jej tak” - uśmiechnęłam się sama do siebie. Po niecałym kwadransie jedzenia wstałam od stolika i poszłam w kierunku pań, z siatkami na głowach.  Idąc przez stołówkę czułam na sobie spojrzenia innych. Nie mają nic innego do roboty jak przyglądać się nowej. Lekko nachmurzona oddałam pustą tackę kucharce. Obróciłam się, ale zaraz zrobiłam krok do tyłu. Przede mną jakieś pół metra stał uśmiechnięty od ucha do ucha Harry . Nachylił się tak, że dzieliło nas jedynie 20 cm i wyciągnął rękę z tacką jakby chciał mnie objąć . Poczułam zapach jego perfum. Owładnęły moje zmysły. Odłożył powoli tackę nie odrywając ode mnie wzroku, i wrócił do poprzedniej pozycji.
-Cześć- powiedziałam starając się, aby głos mi nie zadrżał.
-Witam – uśmiechnął się jeszcze szerzej. Ciężko westchnęłam i zrobiłam krok do przodu lekko skręcając w prawo, aby go wyminąć. On również zrobił krok w bok zagradzając mi drogę ucieczki.