piątek, 24 maja 2013

My world : 13

Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym.Opowiadał mi jak to mnie pierwszy raz ujrzał w piekarni,co czuł i jak nie mógł spać,bo ciągle myślał o mnie.Tematów nam przybywało.Wydawało mi się że czas pędzi nie ubłagalnie.W końcu nadszedł wieczór.Moja mama niecierpliwie wydzwaniała.
-Dobra muszę już iść....-Oznajmiłam smutno zbierając swoje rzeczy.
-Czekaj chciałbym mieć twoje zdjęcie... mógłbym?-Powoli wysunął telefon z kieszeni.
-Jasne -Uśmiechnęłam się uroczo czekając aż Harry zrobi mi zdjęcie.
-No już.Odwieziesz mnie? Czy mam na piechotę wracać-Zaśmiałam się podnosząc już z koca.
-Czekaj jeszcze jedno zdjęcie...Takie razem..
-No spoko-Przytuliłam Harry'ego dawając całusa w policzek.Harry uwiecznił nasz pocałunek po czym uroczo uśmiechnął się chowając telefon do kieszeni.Wsiadłam na motor zakładając kask. Z powrotem jechaliśmy już wolniej.Nagle zauważyłam,że Harry skręcił do nie tej uliczki.
-Gdzie jedziemy?Przecież mieszkam dwie ulice dalej!-Zapytałam zdziwiona jak nigdy.
-Zobaczysz..-Zaczęło mi się to podobać.Ciągle wymyślał coś nowego próbując mnie zaskoczyć.Stanęliśmy obok dużej willi.
-Chodz-Złapał mnie za rękę i zaczął prowadzić na tyły tego domu.Za furtki wyłonił mi się ogromny podświetlany basen otoczony bujną roślinnością.
-To twój?-Zapytałam rozglądając się wokół
-Nie,no co ty-Powiedział Harry powoli ściągając z siebie ubrania.
-A skąd wiesz czy kogoś nie ma?-Poczułam dziwne mrowienie w brzuchu. Nigdy wcześniej nie czułam tak silnego strachu.Nie wiedziałam co zrobić.Może uciekać?Przecież to włamanie,ale coś kazało mi zostać.Właśnie tutaj,... właśnie z nim.
-Nie wiem...-Zaśmiał się Harry dając ogromnego nura tworząc fale.
-No chodź,-Uśmiechnął się przekonywująco.W końcu zgodziłam się i po chwili dołączyłam do niego.Bawiliśmy się świetnie do momentu gdy w jednym z pokoi zaświeciło się światło.
-O nie! Szybko! Uciekamy!-Zaczęłam podpływać do drabinek.
Musiał nas ktoś usłyszeć!-Dodał Harry łapiąc ubrania pozostawione przed basenem.Zaczęliśmy uciekać w stronę motoru.Szybko wsiedliśmy i po chwili już nas nie było.Harry odprowadził mnie pod sam dom.Z włosów kapała mi woda.Byłam mokra niczym przysłowiowa kura.
-No to trzeba się pożegnać..-Westchnęłam obracając się w stronę drzwi.
-No to do jutra- Uśmiechnął się Harry.Gdy tylko uchyliłam drzwi,ze schodów zbiegli rodzice w towarzystwie Alice.
-Kto to był za chłopak?!-Zapytał surowo tato
-Jak ty wyglądasz dziecko!-Dodała mama łapiąc ręcznik ,który wisiał na poręczy.
-A kolega ze szkoły..-Od powiedziałam wlekąc się po schodach.Alice wypytywała mnie o najmniejsze szczegóły.Gdy w miarę się ogarnęłam opowiedziałam jej o wszystkim.
-Tylko nikomu nie mów-Dodałam po chwili.
-Jezuuu! Kąpałaś się w cudzym basenie?Nie no nie wierze! Ty?Taki aniołek?-Zaśmiała się szykując już do snu
-Wiem...też w to nie mogę uwierzyć...-Uśmiechnęłam się kładąc już w żółto-czarnej piżamie na moje ogromne łóżko.Nie mogłam zasnąć,wierciłam się z nadzieją że uda mi się usnąć.Nagle telefon zaczął buczeć.Dostałam SMS od Harry'ego,na którym było nasze zdjęcie.Wpatrywałam się w nie cały czas uśmiechając.Przypominając sobie wszystkie razem spędzone chwile.Położyłam telefon obok siebie.Radość przepełniała moje płuca że aż zachciało mi się piszczeć.W końcu zrozumiałam co znaczą słowa"Miłość dodaje skrzydeł".Czułam,że odlecę jak najdalej stąd byle być właśnie z nim...
[ciąg dalszy nastąpi]

czwartek, 23 maja 2013

My world : 12

 *Ostatni dzień wycieczki.
"Cały czas czułam zapach jego perfum. Te 15 sek. kiedy nasze usta złączył gorący pocałunek, były najpiękniejszymi w moim życiu. Gdy zamykałam oczy widziałam tylko jego. Moje serce wciąż drżało. To wszystko było jak sen.."-Tak brzmiały pierwsze słowa z ostatniego dnia wycieczki, zapisane w moim pamiętniku. Od samego rana rozpoczelismy pakowanie. Gorączkowo szukałam moich jeansowych spodenek. Nie mogłam nic znaleźć, wszystko leciało mi z rąk. Myślałam tylko o poprzedniej nocy. Co rusz uśmiechałam się pod nosem i wesoło nuciłam jakieś piosenki. Spakowane wyszłyśmy przed nasz domek. Łzy popłynęły nam po policzkach. Obładowane w walizki weszłyśmy do autokaru. Elizabeth płakała z nas najbardziej. Co prawda Gregory mieszkał zaledwie kilka kilometrów od niej, ale dla Elizabeth to rozstanie było naprawdę trudne. Usiadłyśmy w autokarze zajmując najlepsze miejsca po środku. Jechaliśmy tak wspominając wszystko co się wydarzyło. Dziewczyny o niczym nie wiedziały. Cały czas nasze spotkania z Harry'm trzymałam  w tajemnicy. Dojechaliśmy pod szkołe. Czekali tam już moi rodzice.
-Cześć kochanie. Jak tam wycieczka?-Zapytał tato.
-A dobrze...-Westchnęłam jedynie, wkładając torbę do bagażnika samochodu.Całą powrotną drogę nic się nie odezwałam. W końcu podjechaliśmy pod nasz dom. Weszłam do pokoju rzucając torbę na ziemię. Postanowiłam opowiedzieć wszystko Alice
-Wiesz....-Zaczęłam leżąc na łóżku wpatrując w bezruchu w sufit.-Bo ja..całowałam się z Harry'm-Alice spojrzałam na mnie wypuszczając z ręki swoją bluzę.-Cooooo?I ja się dopiero o tym teraz dowiaduje??!-Nie wiedziała co od powiedzieć, więc postanowiłam powiedzieć jej o wszystkim. Kiedy już skończyłam Alice jedynie uśmiechneła się po czym rzuciła we mnie małą poduszką.
-Ty cholerna szczęściaro-zaśmiała się rozpakowując już swoją torbę.
*Dzień szkoły
Zaspałam rano, więc spóźniłam się na dwie pierwsze lekcje. Zmęczona wbiegłam do sali
-Przepraszam za spóźnienie-Wymamrotałam pod nosem i ze spuszczoną głową usiadłam w ławce. Alice nie poszła do szkoły, bo umówiła się z Niall'em, więc siedziałam obok Elizabeth. Mieliśmy zastępstwo ze straszą klasą, a konkretniej z 3a do której uszczęszczał Harry. Obruciłam się, aby rozejrzeć się po sali.Harry siedział sam w drugim rzędzie za nami. Nagle poczułam jakieś kłucie w plecy.Obróciłam się, aby sprawdzić kto to.Caroline podała mi karteczkę na której napisane było"Dla Jane". Nie wiele myśląc otworzyłam ją. Była to wiadomość od Harry'ego.
"Hej, na przerwie przed głównymi drzwiami ?"Obróciłam się kiwając głową na "tak". W końcu zadzwonił dzwonek. Poszłam w umówione miejsce.
-Co chciałeś?-Zapytałam poprawiając torbę.
-Postanowiłem Cię gdzieś zabrać-oznajmił Harry.
-A mogę wiedzieć gdzie?
-Dowiesz się jak dojedziemy.
-No dobrze to kiedy?-Zapytałam.
-Teraz-powiedział pewnym siebie głosem-idziemy na wagary.-Dodał po chwili, łapiąc mnie za rękę.
-To chyba nie jest dobry pomysł..-Wyszeptałam pod nosem. Nie wiedziałam co się dzieję. On prowadził mnie w kierunku parkingu. Podszedł pod jeden z motorów. Był potężny w kolorze czarnym.
-Chyba oszalałeś!Nie wejdę na to coś!-Motor budził wielki podziw. Harry podał mi kask do ręki, po czym sam założył drugi. Wsiadł na to monstrum i odpalił go. Podjechał nim pode mnie.
-Wskakuj-powiedział kiwając głową pokazując miejsce za nim. Przez momęt się wahałam, ale w końcu żyje się tylko raz.Wsiadłam trzymając się mocno jego bluzy.Byłam do niego tak przytulona że czułam jak bije moje serce.Odpalił.Jechaliśmy przed siebie.Zobaczyłam licznik.Wskazywał 160km/h.Powoli zaczęłam się bać.Choć widziałam niezwykły spokój w jego twarzy,która odbijała się w lusterkach.
-Zwolnij!-Wykrzyknęłam
-Nie bój się...-I powoli zaczął przy spieszać.Kiedy dojechaliśmy na miejsce,szybko zsiadłam z motoru bijąc Harry'ego po plecach
-Zgłupiałeś?!-Wykrzyczałam,ale on się tym nie przejął .Uśmiechną się jedynie tworząc dołeczek w lewym poliku.Obróciłam się i ujrzałam gęsty las.Harry bez wahania złapał moją rękę.
-Co ty robisz?!-Spojrzałam na Harry'ego,który wpatrywał się w moje oczy.
-Przestań zadawać tyle pytań..-Zaczął odwiązywać czerwoną chustę z prawej ręki,którą potem owinął wokół moich oczu,tak abym nic nie widziała.Prowadził mnie wzdłuż lasu.
-Jesteśmy już na miejscu-Powiedział miłym tonem.Poczułam rześkie powietrze.W oddali słychać było szum wody.Czułam promienie słońca przebijające się przez delikatną chustę Harry'ego.
-Usiądź-Powiedział Harry pomagając mi powoli zająć miejsce  na przygotowanym wcześniej kocu.Nagle poczułam gorące ręce Harry'ego,który zaczął odwiązywać chustę.Po chwili ujrzałam przepiękną polane otoczoną potężnym lasem.Wzdłuż płynął rześki strumyk.
-Zamknij oczy i otwórz usta-Wyszeptał Harry -Po chwili poczułam słodki smak truskawki w czekoladzie.Gdy otworzyłam oczy zobaczyłam jak Harry  powoli zbliża się do mnie.Pomyślałam ,że chce znowu mnie pocałować,więc powoli zamykałam oczy.Harry uśmiechnął się podnosząc prawą rękę,po czym delikatnie wytarł kawałek czekolady w prawym kąciku moich ust.W tedy zrozumiałam ,że nie chodziło mu o pocałunek.On zaczął się uroczo śmiać co sprawiło,że na moich polikach pojawiły się rumieńce.Byłam strasznie zakłopotana.Harry musiał to zauważyć bo mocno przytulił mnie do siebie.



niedziela, 19 maja 2013

My world :11

Wstałam od ogniska.
-Pójdę nazbierać trochę gałęzi..-oznajmiłam towarzyszom.
-Pomogę ci-Za proponował swoją pomoc Harry wstając z drewnianej belki. Szliśmy tak w głąb lasu, co jakiś czas podnosząc suchy chrust.
-Już jutro wracamy-westchnął.
-No niestety, trochę szkoda.- Nachyliłam się nad jedną z gałązek. Kiedy już miałam złapać ją w dłoń poczułam rękę Harry'ego. Sięgnął po tą samą gałąź, co ja. W chwili gdy, poczułam jego ciepłe palce odsunęłam szybko moją dłoń, wpatrując się w ziemię. Czułam lekkie zakłopotanie.
-ykhym-krząknełam odrobinę się odsuwając. Cały czas moje oczy wpatrywały się w suche liście leżące obok niego.
-Nie bój się -wyszeptał Harry. Powoli zaczął zbliżać się w moim kierunku. Łapiąc dwa końce mojej kurtki, delikatnie przysunął mnie do siebie. Uzbierane gałęzie wysmyknęły mi się z rąk i bezwładnie upadły na ziemię. Stanęłam lekko na palcach, aby zbliżyć się do jego twarzy. On pochylił nade mną głowę wpatrując się w moje szare oczy. Serce zaczęło mi szybciej bić, miałam całe gorące ręce, w głowie zamęt, a w brzuchu motyle. Czułam jak chcą się wydostać i odlecieć w gląb tego lasu. Wpatrywałam się w jego przenikliwe zielone oczy. Kiedy już nasze usta dzieliło zaledwie kilka centymetrów , uśmiechnął się zamykając oczy. Delikatnie objęłam dłonią jego policzek, przysuwając się jeszcze bardziej. Stało się. Nasze usta nareszcie się spotkały. Nie mogłam w to uwierzyć. Mój pierwszy pocałunek i to tutaj, nad tym jeziorem. Chciałabym, aby ta chwila trwała wiecznie, niestety usłyszałam głos Alice i Elizabeth.
-Jane!Gdzie jesteś?-W tym momęcie jak na zawołanie odsunęliśmy się od siebie. Nigdy nie byłam tak zakłopotana.
-Tutaj-zawołałam. Po chwili zobaczyłam idące już  dziewczyny.
-Szybko bierz Harry'ego idziemy nad jezioro!-Popatrzyliśmy się przez chwile na siebie. Uśmiechnęłam się i kiwnęłam głową w ich kierunku dając znak .Harry złapał mnie za rękę, a po chwili szliśmy już obok Alice,  Elizabeth, Niall'a i Gregorego. Harry cały czas trzymał moją rękę.
-To gdzie idziemy?-Zapytałam lekko zdyszana naszym biegiem.
-Wykąpać się -zaśmiała się Alice przytulając do Niall'a. Doszliśmy do drewnianego pomostu. Alice cofnęła się o parę metrów. Zaczęła ściągać z siebie ubrania, aż w końcu stała w samej bieliźnie. Wzięła lekki rozpęd i skoczyła w głębie jeziora krzycząc przy tym w niebo głosy. Elizabeth, Niall i Gregory poszli w jej ślady. Przyglądałam się tym wariatom z uśmiechem na twarzy, gdy nagle Harry złapał mnie od tyłu. Podniósł mnie trzymając na rękach.
-Co ty robisz?-Zaczęłam krzyczeć, aby mnie puścił. Uśmiechnął się jedynie biorąc lekki rozpęd. Po chwili dołonczyliśmy do reszty .Zaczęliśmy nurkować i chlapać się wodą. Księżyc świecił tak jasno, że oświetlał prawie całe jezioro. Woda nie była zbyt ciepła, ale to nam nie przeszkadzało. Nagle coś złapało mnie za nogę i wciągnęło pod wodę. Zobaczyłam Harry'ego. Znów przyciągnął mnie do siebie. Ubranie podeszło mi do góry odsłaniając brzuch. Wszystko to działo się pod wodą. Kiedy już mieliśmy się pocałować drugi raz, zabrakło mi powietrza. Wypłynęłam na powierzchnię, a zaraz za mną Harry. Kiedy zaczynało nam być coraz bardziej zimno wyszliśmy nad brzeg. Usiadłam na piasku kuląc nogi. Obok mnie siadł Harry. Opierałam się o ręce wpatrując w przyjaciół. Po chwili poczułam coś ciepłego na lewej dłoni. Była to ręka Harry'ego. Spojrzałam się na jego twarz. W skupieniu przypatrywał się falom robionym przez Elizabeth. Przysunęłam się, aby być bliżej niego. Delikatnie oparłam głowę o jego ramię. Razem wpatrywaliśmy się w pełnie księżyca.
-Kocham cię-wyszeptał ściskając mocniej moją dłoń.
-Skąd mogę wiedzieć że mówisz prawdę?-Zapytałam oszołomiona słowami chłopaka.
-Jeśli mówię do kogoś "kocham cie" to znaczy, że ta osoba musi być wyjątkowa, a ty taka jesteś-Zarumieniłam się jak nigdy....


środa, 15 maja 2013

My world :10

Dostałam sms'a od nieznajomego numeru "Hej. Co tam?". Nie wiele myśląc odpisałam jedynie "Kto ty?". Dochodząc do domku mój telefon znowu zaczął wariować"To ja Harry ;) Dzisiaj ognisko, chciałabyś pójść za mną?". Wpatrywałam się w te litery przez dłuży czas,nie wierząc, że to od niego. W głowie miałam jedynie zamęt. "No pewnie o 7?"Wystukałam na klawiaturze. Na odpowiedź nie czekałam długo. Byliśmy umówieni. Szłam jak zombie, wpatrując się przed siebie. Kiedy weszłam do domku dotarło do mnie, że nie mam się w co ubrać. Zaczęłam panikować i histerycznie wyrzucać połowę mojej garderoby na podłogę. Po pół godzinnym poszukiwaniu poddałam się. Leżałam w samym środku sterty ciuchów użalając się nad sobą. W końcu do akcji wkroczyła Elizabeth, która wróciła ze spaceru z Gregorym. Pożyczyła mi swojej sukienki. Była bardzo ładna. Jej odcień przypominał lazurowe morze. U dołu ozdobiona falbankami a u góry gdzie nie gdzie białą koronką. Ze względu na to, iż nie miała ramiączek pożyczyłam od Alice jeansową kurtkę sięgająca jedynie za biust. Założyłam czarne balerinki pod kolor torebki w kształcie serca. Zegar wybił 19.00. Serce zaczęło mi bić coraz szybciej. Alice i Elizabeth już dawno poszły zająć miejsca przy ognisku, a ja siedziałam w oknie wyczekując mojej sympatii. "Nareszcie!"pomyślałam widząc wyłaniającą się postać z ciemności. Gdy zbliżała się coraz bliżej, zaczęłam zdawać sobie sprawę, że to raczej nie chłopak, a dziewczyna. Otworzyłam szybko drzwi, aby sprawdzić kto to. Rude włosy przebijały się przez mrok, dając mi znak, że to Mady kroczy ku mnie.
-Co ty tutaj robisz?!-Zapytałam zdziwiona, a zarazem nieźle wkurzona.
-Przyszłam ci przekazać pewną wiadomość...-Nie zdążyła dokończyć, gdyż wepchnęła mnie do środka. Upadłam na podłogę. Nim zdąrzyłam wstać ona zamknęła mnie od zewnątrz. Nie miałam jak wyjść, okna nie miały klamek. Były cały czas jedynie trochę uchylone. Telefon podczas mojego lotu wypadł mi z torebki i leżał na schodach przed domkiem. Nie wiedziałam co robić. Zaczęłam krzyczeć i bić w drzwi z nadzieją, że ktoś może mnie usłyszy i wypuści. Po 20 min nie miałam już siły, łzy spływały mi po policzkach.
-Cholera!-Syknęłam pod nosem. Po godzinnej odsiadce w domku usłyszałam czyjeś kroki. Szybko się pozbierałam i zaczęłam krzyczeć najgłośniej tylko jak potrafię.
-Kto tu jest?-Usłyszałam znajomy głos po drugiej stronie drzwi.
-Jane..Dasz radę mnie wypuścić, siedzę tu już od godziny!
-To ty?!Szukałem cię Mady powiedziała, że nie chciałaś przyjść...-Wiedziałam, że to Harry. Słysząc co powiedziała Mady chciała mnie krew zalać. Byłam taka zła, że gdyby w tym momęcie stała obok Harry'ego wywarzyła bym drzwi i wyrwała te jej rude włosy. Po 10 min siłowania się ze złośliwymi drzwiami Harry otworzył je wsówką do włosów, którą podałam mu przez dolną szparę u drzwi.
-Dziękuje! Gdyby nie ty zapewne dalej bym tam siedziała....-Otrzepałam sukienkę i poprawiłam torebkę która zsunęła mi się z ramienia.
-Dlaczego cię zamknęła ?-Zapytał Harry idąc już w stronę ogniska.
-Nie mam pojęcia!Ona jest nienormalna! A właśnie masz taki numer...?-Pokazałam mu sms'y,  które rzekomo mi przysłał. Okazało się, że to był numer Mady. Właśnie wtedy zdałam sobie sprawę jaka z niej wredna i podstępna ruda małpa. Doszliśmy w głąb lasu. Ognisko już się paliło. Okrążone było kamieniami i młodzieżą. Niall grał na gitarze. Alice wtulona w niego wsłuchiwała się w każda melodię i nutkę, którą wydobywał z tego pięknego instrumentu. Elizabeth z Gregorym siedzieli na ławce tuż przy ognisku i piekli pianki. Cały las huczał od śmiechu i gwaru. Wszyscy świetnie się bawili. Siadłam pomiędzy Laurą a Kate ( koleżankami z klasy) i rozmawiałyśmy na różne tematy. Mady co jakiś czas kręciła się niedaleko, ale bała się podejść. Harry siedział na przeciwko. Nie mogłam się powstrzymać i co jakiś czas kątem oka spoglądałam na niego. W pewnym momencie nasze spojrzenia się spotkały. On uśmiechnął się tworząc dołeczek w lewym poliku. Od powiedziałam mu tym samym i po chwili spuściłam głowę. Poprawiłam grzywkę i znów na niego spojrzałam. Rozmawiał z kolegą trzymając puszkę napoju gazowanego w ręku. Powoli ognisko zaczęło wygasać, więc postanowiłam nazbierać trochę suchych gałęzi.

poniedziałek, 13 maja 2013

My world : 9

Czy to normalne, kiedy przed zaśnięciem zamykamy oczy, żeby ujrzeć osobę o której myślimy dzień i noc?Ktoś może powiedzieć, że jestem głupia, a może po prostu jestem zakochana?Tak w życiu bywa. Nie jesteśmy czegoś pewni na sto procent, a ja nie jestem pewna czy to właśnie jest miłość. W tej chwili mogę zadać sobie pytanie "Zauroczenie czy coś więcej?", choć nie znam na nie odpowiedzi to wiem, że Harry nie jest mi obojętny-Tak brzmiały słowa zapisane w moim pamiętniku z ostatniego dnia wycieczki. Jeszcze kiedy atrament niezdąrzył dobrze wyschnąć, Gregory wszedł do naszego domku.
-Przepraszam, że tak wszedłem bez pukania, ale nie mogłem wytrzymać dłużej bez Elizabeth, teraz muszę  z nią być. Boje się, że znowu zasłabnie -uśmiechnęłam się
-Jest w łazience-powiedziałam spokojnym głosem.-Zostawię was, idę się przejść-dodałam po sekundzie. Odkąd Alice i Elizabeth chodziły z Gregorym  i Niall'em, coraz częściej siedziałam sama. Przechadzałam się tak po ścieżce na której kiedyś spotkałam Harry'ego. Niestety zamiast mojego "chłoptasia" zobaczyłam kroczącą ku mnie Mady. Z dziwnym uśmieszkiem jakby knuła jakiś niecny plan podeszła pode mnie pytając
-Heeeej. Masz czas?Musimy pogadać.-Obieła moje ramię, po czym ze zdziwieniem dodałam
-Zamieniam się w słuch.O czym chcesz gadać?-Zapytałam podejrzanie.
-No cóż..chciałabym, aby twoja koleżanka odczepiła się od Niall'a. Musisz ją nauczyć, że cudzych chłopaków się nie podrywa.-W tym momęcie zamarłam"Coo?! jak to!"krzyczałam w myślach.
-Z tego co wiem jesteś singielką.
-To źle słyszałaś ja i Niall chodzimy od trzech dni- to już mnie przerosło.
-To niemożliwe! Przecież Niall tańczył z Alice na tej dyskotece....
-No nie chciał być nie miły w stosunku do niej...Jeśli mi nie wierzysz mam sms'y od niego-Wyjęła srebrny telefon z kieszeni. Na jej twarzy rozpościerał się chytry uśmieszek.
-Pokaż!-Nie zawahałam się ani sekundy dłużej. Rudowłosa lisica wchodząc w "wiadomości" pokazała mi sms'a od"misia <3". Kazałam jej wejść w rozmowy. Na jednej z wiadomości przeczytałam "Hej kochanie tu Niall spotkamy się  wieczorem, tylko pozbędę się Alice. Przyczepiła się i nie mogę się uwolnić. Kocham cię ;*"Kazałam jej schować telefon, obróciłam się na pięcie i pobiegłam w stronę naszego domku. W pokoju zobaczyłam Alice.
-Co ...co ty tutaj robisz?-Zdyszanym głosem, ledwo słyszalnym zapytałam Alice.
-Ja?Szykuje się na randkę-zadowolona jak nigdy Alice zaczęła przymierzać czarne szpilki.
-Wiesz...Niall cię oszukuje...-burknęłam pod nosem.
-Co? Co ty tam gadasz..?-zapytała odwracając się niezwykle szybko na moje słowa.
-Czytałam sms'y od Mady...oni są razem...-Nie mogłam ciągnąć tej rozmowy dłużej, widziałam jak Alice zbladła. Z oszołomienia siadła na łóżku rzucając sukienkę na podłogę. Przez chwile wpatrywała się w równo ułożone drewniane panele po czym schowała ręce w twarz. Zaczęła płakać. Stałam jak przybita nie wiedząc co robić. Po chwili ocknęłam się, siadłam wygodnie obok niej próbując choć trochę pocieszyć. Nagle Niall wszedł do pokoju. To już było za wiele jak dla Alice. Gdy tylko go ujrzała histerycznie podbiegła pod niego bijąc pięściami po placach i twarzy. Niall nie wiedząc co się dzieje zakrywał jedynie twarz. Alice wybiegła  z pokoju. Niall chciał ruszyć za nią, ale w porę go zatrzymałam .Stanęłam na przeciw niemu.
-Jak mogłeś jej to zrobić?!-uderzyłam go z liścia w twarz. Niall złapał się za policzek.
-Ja? co ja takiego zrobiłem?
-Dobrze wiesz! Nie gra się na dwa fronty! Ona cię kochała! A ty umawiałeś się z Mady?Widziałam sms!-Nic się nie odzywał. Byłam w szoku myślałam, że będzie zaprzeczał i próbował się wytłumaczyć, myliłam się.
-I co nic nie powiesz?
-Nie muszę ci się tłumaczyć!-Jego zachowanie coraz bardziej mnie nie pokoiło.
-Czyli Mady mówiła prawdę?-Nie mogłam tego znieść. Jak on mógł to zrobić Alice. Nie mieściło mi się to w głowie.
-Tak pisaliśmy SMS....-Widziałam, że to nie był dla niego łatwy temat, ale chciałam wiedzieć całą prawdę
-No mów!-Naciskałam coraz bardziej.
-Co? No co mam Ci powiedzieć .?Że radziłem się jej jak poderwać Alice?Przcież to żałosne
-Ale zaraz, zaraz! To wy nie chodzicie?!-Zapytałam nie wiedząc co się dzieje.
-Nie! Skąd Ci to przyszło to głowy?- Z bulwersowany moim pytaniem Niall wykrzykiwał jak bardzo jej nienawidzi po tym co mu zrobiła. Okazało się że Mady i Niall znali się już od 3 lat. Cały czas okłamywała go na wszystkie sposoby. Najbardziej wkurzyło mnie to, że zaczęła wymyślać jakieś plotki na Alice.
-Tego już za wiele!-Miałam już wyjść z pokoju, aby przyłożyć Mady. Gdyby nie Niall najprawdopodobniej skończyło by się to bójką. Na szczęście Niall wpadł na genialny plan. Na razie co musiałam zrobić to pogodzić Niall'a i Alice. Postanowiłam jej poszukać. Znalazłam ją nad brzegiem jeziora. Siedziała na pomoście wpatrując się w koła, które robiła kijem brodząc po wodzie. Zrobiło mi się jej tak strasznie żal. Podeszłam i siadłam obok. Przytuliłam ją mocno.
-Nie martw się on cię kocha, to wszystko to jedna wielka pomyłka-Alice jak na jakiś znak stanęła sztywno wyrzucając patyk do jeziora.
-Ale jak to?!-Nie pozwoliłam jej dokończyć. Pokazałam jedynie palcem nadchodzącego Niall'a.
-On ci wszystko wyjaśni-wstałam i oczepałam moje jeansowe spodenki z piachu. Mijając Niall'a uśmiechnęłam się dając mu dyskretny znak Siadł obok Alice, gdy nagle telefon zaczął mi drgać w kieszeni. Dostałam sms od nieznajomego numeru.

niedziela, 12 maja 2013

My world : 8

Około 5 nad ranem usłyszałam pukanie do drzwi. „Znowu ten przeklęty wuefista!” Zwlokłam się z łóżka i ociężałym krokiem udałam się w stronę drzwi. Ku mojemu zdziwieniu przede mną stał Harry. Lekko zakłopotana, w samych spodenkach i podkoszulku od piżamy, stałam naprzeciw niemu.
-Słyszałem co się stało... Co z nią? - Zapytał ze szczerym współczuciem w głosie.
-Dokładnie nie wiem... nie było mnie tam z wiadomych przyczyn.- Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się. - Lekarz stwierdził, że to nic poważnego - dodałam po chwili.
-A to dobrze... Czytałaś już nasz dzisiejszy plan zajęć?
-Nie, ale wiem, że ma być jakiś wyjazd do kina i muzeum.
-I co wybierasz się może?
-Y no raczej tak, skoro to wycieczka szkolna… - Chłopak lekko się zarumienił.- A ty? – dodałam, żeby nie było mu głupio. Harry od razu się rozweselił.
-No raczej – uśmiechnął się nonszalancko opierając o drzwi.- Bo pomyślałem sobie skoro Alice idzie z Niall’em, a Elizabeth zapewne z Gregory’m to może ty wybrałabyś się ze mną?- Wpatrywał się we mnie wyczekując odpowiedzi. Byłam trochę zbita z pantałyku .
-Myślałam, że wybierzesz się w towarzystwie wiernej ci grupki dziewczyn.
- Mam wrażenie, że jesteś zazdrosna – uśmiechnął się łobuzersko. Uwielbiałam ten uśmiech. Sprawiał, że nogi same się uginały i zaczynałam myśleć nie trzeźwo, jak po wypiciu trunku.
- H ha ha bardzo śmieszne, a tak w ogóle to czemu nawiedzasz moje skromne progi o 5 nad ranem, jeśli mogę wiedzieć?
-Nie mogłem spać, Niall opowiedział mi o Eliz i strasznie się martwiłem – zaczynałam wyczuwać jego talent aktorski. Kąciki jego ust drżały jakby powstrzymywał wybuch śmiechu.
-Ach tak? – Spojrzałam na niego podejrzliwie.
-No tak, a może wybierzesz się ze mną na spacer wzdłuż jeziora? Taki poranny spacerek.- I znów jego zielone oczy przenikały przez moją duszę. Grzechem było mu odmówić. Spojrzałam w dół. W ciąż ubrana byłam w piżamę.
-A mogę się przebrać? – Zmierzył mnie wzrokiem od czubka głowy po gołe stopy i rozbawiony dodał:
-Myślałem, że wybierzesz się w tej seksownej piżamie no, ale jeśli musisz się przebrać… - Posłałam mu lodowate spojrzenie. On jeszcze raz uśmiechnął się do mnie. Zrezygnowana głośno westchnęłam i szybkim gestem pokazałam mu, aby wszedł.
-Tylko bądź cicho, dziewczyny jeszcze śpią…- Kiwnął zadowolony rozsiadając się w fotelu. Wygrzebałam z szafy jeans ‘owe spodenki i luźny podkoszulek z nadrukiem wilka. Idąc przez pokój w stronę łazienki kątem oka zobaczyłam, że Harry spogląda na moje nogi. Nie były jakieś wyjątkowe, w sumie były przeciętne. Szybko ubrałam się, wyszczotkowałam zęby i włosy.  Wychodząc z łazienki potknęłam się o moje turkusowe trampki i  poleciałam prosto na fotel w którym siedział Harry. Narobiłam przy tym trochę hałasu. Szybko wróciłam do pozycji siedzącej, wciąż u Harry’ego na kolanach. Rozejrzałam się po pokoju. Elizabeth przewróciła się na drugi bok. Dzięki Bogu miała kamienny sen. Alice zaczęła mamrotać coś pod nosem. Z trudem otworzyła powieki. Wyglądała jak krecik -  cały czas miała przymrużone oczy. Odniosłam wrażenie jakby wciąż spała.
-Co robi Harry u nas w domku i czemu siedzisz u niego na kolanach? – Zdawało się, że mówi to przez sen. Spanikowałam.
-To tylko sen śpij dalej – szepnęłam. Nie sądziłam, że to pomoże. O dziwo pomogło.
-Ach. Okej to idę. Ale Jane się ucieszy jak opowiem jej, co mi się śniło prawda Jane?- Podniosła na parę centymetrów głowę z poduszki.
-Jasne – szepnęłam i przykryłam ją kocem. Cicho westchnęłam. Spojrzałam teraz na Harry’ego, siedział zadowolony rozsiadając się bardziej w fotelu. Miałam wrażenie, że dostał skurczu twarzy. Cały czas szczerzył zęby. Posłałam mu gniewne spojrzenie i wyszliśmy.
-Aż tak ci się podobało? – Sfrustrowana założyłam różową rozsuwaną bluzę.
-Hmmm… niech pomyślę. Nie było tak źle, ale masz strasznie kościsty tyłek. – Uśmiechnął się  łobuzersko.
-A ty kolana- patrzyłam na jego zielone i rozbawione do granic możliwości oczy. Nie mogłam się dłużej na niego gniewać.
- I jak podoba ci się nowy dom? – Zdziwiłam się tym pytaniem. Nikt mi dotąd go nie zadał.
-Hm… wszystko jest całkiem spoko, ale pewien facet nie daje mi spokoju – spojrzałam na niego znacząco. Zmarszczył brwi i uniósł jedną brew – wyglądał strasznie słodko.
-Pewnie jakiś przystojniak, mam racje? Gorące ciacho z kręconymi włosami i zabójczo zielonymi oczami? – Uśmiechnął się poprawiając kołnierzyk koszuli.
-Tak i w dodatku jest strasznie skromny – zaśmiałam się.
-Ideał – westchnął pod nosem. Zaczęliśmy kierować się w stronę pomostu. Słońce powoli wyłaniało się z jeziora.
-Pięknie – szepnęłam. – Szkoda, że nie umiem pływać…
-Co? Nie umiesz pływać? – Widać był mocno wstrząśnięty tym faktem.
-Tak, nie umiem pływać. Boje się wody.
-Nie umiesz pływać? – Powtórzył nieco ciszej.
-Tak – potwierdziłam po raz kolejny nieco już zdenerwowana.
-Chodź – złapał mnie za rękę. - Nauczę cię!
-Co? Nie! Tu nie ma nawet ratownika… woda jest zimna… puszczaj! – Próbowałam się wyrwać – na darmo. Złapał mnie za ramiona. Wpatrywał się w moje oczy z uporem osła. Nie było sensu dalszej kłótni z jego darem przekonywania  i wdziękiem nie miało się najmniejszych szans.
-Nauczyłem cię tańczyć to i pływać nauczę. Nie martw się – i pociągnął mnie za rękę. Doszliśmy do końca pomostu.
-Tutaj jest płytko widzisz? Widać dno. – Spojrzałam w dół, jakaś mała rybka pływała wokół wodorostu. Harry zdjął skarpetki, a potem buty i podwinął nogawki. Powoli zanurzył prawą nogę, a zaraz za nią lewą. Woda sięgała mu jakieś 5 cm przed kolano.
-Teraz twoja kolej – uśmiechnął się wyciągając rękę. Zdjęłam swoje trampki i zaczerpnęłam świeżego powietrza. Rozsądek wołał „ nie rób tego”, ale serce krzyczało ”skacz”. Podeszłam powoli łapiąc go za rękę. Czubkiem palca dotknęłam wody – była lodowata.
-Chyba zwariowałeś! Jest lodowata, chcesz dostać zapalenia płuc?
-Jak wejdziesz do wody całymi stopami nie będziesz odczuwać, aż takiego zimna. – Westchnęłam jeszcze raz. „Pa pa rozsądku” i weszłam powoli zanurzając nogi.
-Widzisz nie jest tak strasznie – objął mnie mokrą ręką w talii. Syknęłam. Było mi troszkę zimno, ale rzeczywiście woda nie była taka zła.
-Chodź odrobinkę dalej – zrobiłam krok. Woda sięgała mi tuż za kolano.
-Jeszcze kawałeczek – prowadził mnie za rękę, woda z każdym krokiem sięgała coraz wyżej. W końcu zaczęła moczyć moje spodenki.
-A teraz połóż się – spojrzałam na niego ze zdziwieniem.
-Co? Zamoczę moje ubranie!
-Chcesz się nauczyć pływać czy nie? – Jego oczy przekonały mnie w ciągu sekundy. Westchnęłam i powoli przechylałam się w tył. Ubranie stawało się coraz cięższe. Odbiłam nogi od dna i próbując się wyprostować zaczęłam się zanurzać. Woda dostała mi się do nosa. Szybko wróciłam do pozycji stojącej. Okropnie kaszlałam.
-Jest dobrze tylko wyluzuj się – uśmiechnął się i po chwili pokazał mi jak sam bez najmniejszej trudności kładzie się na tafli wody. – Teraz twoja kolej, będę cię asekurować. – Podszedł odrobinę bliżej. Lewą rękę położył na moich plecach, a prawą delikatnie przechylał moją klatkę do tyłu. Po chwili leżałam sztywna unosząc się na wodzie.
-Teraz wysunę rękę… - Cały czas miałam zamknięte oczy. Wszystkie mięśnie napinały się same. Kiwnęłam głową i wzięłam głęboki oddech jakbym miała zaraz nurkować. Poczułam jak jego ręka powoli zsuwa się z moich pleców. Gdy tylko przestałam ją czuć zapadłam się w zimną wodę. Znowu woda nalała mi się do nosa i trochę nawet połknęłam.
-Spokojnie, odpręż się, nie możesz być taka spięta. Jeszcze raz. –I ponowił swoje czynności. Tym razem udało się. Odprężyłam się i patrzyłam prosto na niebo. Stawało się pomarańczowe, a gdzie niegdzie różowiało.
-Bardzo ładnie – pochwalił mnie.- Teraz weź głęboki wdech i zanurz głowę. – Posłuchałam go bez zastanowienia.
-Bardzo dobrze, a teraz połóż się na brzuchu. – Odbiłam nogi od dna. Tym razem jego ręka dotykała mojego brzucha. – Zacznij ruszać nogami… bardzo ładnie, teraz dołóż ręce… Świetnie! – Jakoś mi szło. Płynęłam bardzo powoli. Harry nie opuszczał ręki ani na moment. Kosztowało mnie to sporo wysiłku, nie spodziewałam się, że pływanie jest tak męczące. – Teraz spróbuj pod wodą. – Zanurzyłam głowę i zaczęłam machać rękami i nogami. Harry wybuchł śmiechem - wynurzyłam głowę. Stałam dokładnie w tym samym miejscu.
-Nie musisz się tak rzucać. Spokojnie – uśmiechnął się zanurzając pod wodę. Poszłam w ślad za nim. Wzięłam głęboki wdech, położyłam się na brzuchu i delikatnie odpychałam wodę. Otworzyłam oczy, pode mną właśnie przepływał Harry. Udało się! Może nie było to jeszcze pływanie na wysokim poziomie, ale na wodzie po uda dałam sobie radę.
-Może już pójdziemy, jest mi trochę zimno… - Zaczęłam dygotać.
-Masz racje na dziś już koniec. Jesteś cała siwa.- Wyszliśmy w milczeniu. Założyłam różową bluzę na mokre ubranie. Woda kapała mi z włosów mocząc jedyną suchą rzecz , którą miałam na sobie.

sobota, 11 maja 2013

My world : 7

Trzymając mnie za rękę powoli prowadził na środek altany.
-Tylko, że ja nie umiem tańczyć…
-Ale ja umiem, nie martw się nauczę cię - jednym zwinnym ruchem obrócił mnie tak, że staliśmy na przeciwko siebie. Kapela grała głośno kawałek "God damn you're beautiful" Chestera See. Lewą ręką objął moją talię skracając przestrzeń między nami. Staliśmy praktycznie przytuleni. Oświetlała nas jedynie pełnia księżyca i rozwieszone lampki. Zamknęłam oczy. Bałam się, że kiedy je otworze to wszystko zniknie i okaże się, że to tylko sen... najpiękniejszy sen w moim życiu.
-Daj się prowadzić to łatwe – i uniósł prawą rękę, a ja powoli obróciłam się wokół własnej osi. Był ode mnie o głowę wyższy, więc nie patrzyliśmy sobie w oczy. Poczułam jego oddech na mojej głowie. Ciarki rozeszły się po całym moim ciele. Gorące uczucie rozpalające mój żołądek nie opuszczało mnie ani na moment. Miałam wrażenie, że poliki rumienią mi się z każdą sekundą coraz bardziej. Poczułam jego oddech na swojej szyi. Zamarłam. Kolejne dreszcze przebiegły przez moje ciało.
-Kto cię nauczył tak tańczyć? – Obrócił mnie jeszcze raz i trochę mocniej przyciągnął. Kołysaliśmy się tak delikatnie, niczym łódka na bezkresnym morzu.
- Moja babcia… To nic, że sięgałem jej do pasa i miałem za duże buty ojca, była świetną tancerką. – Uśmiechnął się niby do mnie niby do siebie, ale był to uśmiech ponury. Na chwile jego oczy zamarły. Musiał przypominać sobie pierwsze lekcje tańca, które dawała jego babcia.
-Nie wiem czy mnie by nauczyła… Jestem totalnym beztalenciem – uśmiechnęłam się do niego mając nadzieje, że się troszkę rozchmurzy.
-Ona nie żyje. - Ktoś musiał uderzyć mnie pięścią w brzuch. „Głupia idiotko, trzymaj język za zębami. Wszystko potrafisz spartolić”. Ciężkie kamienie opadły na dno mojego żołądka. Czułam się okropnie. Jak mogłam sprawić mu przykrość, każąc wracać wspomnieniami do swojej zmarłej babci. Nigdy nie czułam się tak głupio.
-Nie martw się zmarła dawno, dawno temu – i znów powrócił jego dawny serdeczny uśmiech.-W końcu chwila spokoju - wyszeptał mi do ucha odgarniając włosy na bok. -Masz długie włosy i wchodzą mi do buzi… -Musiałam zrobić speszoną minę, bo zaraz zaczął się usprawiedliwiać.
-Ale są bardzo ładne… Takie długie… nie wchodzą ci do oczu? Są ładne nawet bardzo ładne… tylko, że… no jakby ci tu powiedzieć… nie praktyczne…
-Wiesz kto co lubi. Mi się podobają długie włosy, więc mam długie włosy – uśmiechnęłam się po raz kolejny. Coś czerwonego mignęło za plecami Harry’ego.
-Dobrze ci idzie. Jak na pierwszy raz całkiem nieźle, tylko postaraj się nie deptać moich stup.- Zarumieniłam się.
-Przepraszam mówiłam, że nie umiem tańczyć.- Wychyliłam się zza pleców Harry’ego. Zobaczyłam Mady stojącą przed domkiem. Wpatrywała się w nas z taką zazdrością jakiej nigdy nie widziałam u żadnego człowieka. Miałam wrażenie, że chciała zabić mnie spojrzeniem. Skrzyżowała ręce na piersi posłała lodowate spojrzenie, pogardliwie prychnęła i odeszła do stojącej w środku budynku Belli. Nie przejęłam się tym, tańczyłam dalej. Nagle mój telefon zaczął dzwonić. Chwyciłam swoja torebkę, grzecznie przeprosiłam partnera i szybko odebrałam.
-Hallo? - spojrzałam na Harry'ego. Wpatrywał się we mnie z nie małym zdziwieniem. W słuchawce słychać było głos Alice tylko, że trochę inny, bardziej zdesperowany i zdenerwowany.
-Gdzie jesteś? Musisz szybko do mnie przyjść! - wykrzykiwała.
-Co?! Co się stało?
-Szybko! Jesteśmy na sali! Elizabeth… ona…- W tym momencie rozłączyła słuchawkę. Na moment serce przestało mi bić
-Musze lecieć! Alice… Znaczy Elizabeth… coś jej się stało… przepraszam- Wybiegłam za Harry'ego. W tle słyszałam jego krzyki "Co się stało?!". Nie myślałam o nim, chciałam jak najszybciej być przy Alice i dowiedzieć się cokolwiek o Elizabeth. Kiedy dobiegłam zobaczyłam siedzącą na krześle Alice. Twarz schowaną miała w dłonie. Była mocno przestraszona.
-Co się stało? - Zdyszana zapytałam Alice. Dziewczyna powoli podniosła czarną od tuszu twarz.
-Elizabeth... zmęczyła się i upadła.... - wybuchła płaczem.
-Co? Ale co jej jest?!
-Nie wiem... tańczyła i nagle źle się poczuła i zemdlała …-Stanęłam jak wryta, Niall przytulał i pocieszał Alice. Łzy stanęły mi w oczach.
-Jak to? Przecież jak wychodziłam czuła się świetnie !- Stawałam się coraz bardziej nerwowa. – Gdzie teraz jest?
-Pan Brown zabrał ją do domku dla nauczycieli. Zadzwonili po lekarza, mówili, że to nic poważnego, zwykłe osłabienie… Wiesz jak się wystraszyłam?- I ponownie wybuchła płaczem. – Leżała na parkiecie… nie ruszała się…
-Już wszystko dobrze, nie martw się nic jej nie jest – przytuliłam ją mocno do siebie.
-T-tak wiem, próbowałam ją obudzić… A kiedy otworzyła oczy…
-Ciiii już dobrze – pogłaskałam ją po głowię. Twarz miała zaczerwienioną od łez. Gdy już wszystko w miarę się uspokoiło razem z Alice wróciłyśmy do domku. Impreza wciąż trwała, w końcu było trochę po północy. Zadzwoniłyśmy do pana Browna. Bardzo nas uspokoił – powiedział, że Eliz nic nie jest i tak jak podejrzewali to zwykłe osłabienie. Lekarz dał jej coś na wzmocnienie i za godzinę zjawi się w naszym domku. Alice i ja byłyśmy nieco zmęczone. Usiadłyśmy w fotelach i zaczęłyśmy zastanawiać się nad przyczyną jej osłabienia.
-A może dlatego, że ostatnio nic nie jadła? Odkąd poznała Gregory ‘ego jakoś tak mniej je, ale powinien ktoś ją uświadomić, że samą miłością nie da się żyć.
-Wiesz może... tak to chyba to... -Alice była już tak zmęczona całą tą sytuacją, że nie miała siły nawet o tym mówić. Czekałyśmy w milczeniu, aż do naszego domku weszła Elizabeth. Szybko podniosłam się z łóżka i pobiegłam ją przytulić.
-Zdajesz sobie może sprawę z tego jak nas nastraszyłaś? – Spojrzałam na Eliz. Twarz miała trochę bladą, ale wesołą.
-To nic, po prostu zasłabłam. Zanieśli mnie do domku nauczycieli. Gregory zadzwonił po lekarza. W domku mieli małą apteczkę, ale nic w niej nie było. Lekarz stwierdził, że to z powodu niedożywienia. Wszystko teraz jest okej. Zjadłam zupę, a potem dostałam leki na wzmocnienie… Szkoda tylko, że przerwałam wam tą dyskotekę…
-Przestań! Najważniejsze, że tobie nic nie jest! – Alice przytuliła ją do siebie, a po chwili już wszystkie trzy stałyśmy przytulone.
-No dobra opowiadaj jak tam z Niall’em?  - Zapytała podekscytowana Eliz.
-Muszę wam wszystko opowiedzieć! To był najpiękniejszy dzień w moim życiu… do pewnego momentu – Alice spojrzała się „gniewnie” na Elizabeth.
-Przepraszam… - zaśmiała się i Alice zaczęła swoją opowieść. Wszystkie śmiałyśmy się piszczałyśmy i wzdychałyśmy bezkońca. Po Alice zaczęła Elizabeth, a po Eliz nadeszła moja kolej.
-A ty jak się bawiłaś? Widziałam Harry’ego tańczącego z Mady.Byłaś trochę zła, powiedziałaś, że idziesz na dwór, a potem ślad po tobie zaginął. Gdzie byłaś? – Zapytała mocno zaciekawiona Alice.
-Byłam się przejść… mówiłam, że nie lubię takich imprez… - Nie wiem czemu skłamałam. Sama  zaskoczyłam się swoją odpowiedzią.
-A to w takim razie powróćmy do naszych opowiadań – zasugerowała Alice trącając Eliz łokciem.

-Tak, nasze są ciekawsze – Elizabeth posłała mi pełen życzliwości uśmiech i zaczęło się od nowa: wzdychanie piszczenie i tak dalej. Długo rozmawiałyśmy tej nocy, zwłaszcza na temat chłopców.

wtorek, 7 maja 2013

My world : 6


Nauczyciel miał racje. Jedzenie było ohydne. Jakaś żółta papka przypominająca ziemniaki, suchy kotlet i surówka z czerwonej kapusty. (O ile to w ogóle była kapusta). Zupa –ponoć pomidorowa – smakowała jak woda rozcieńczona sokiem 100% z pomidorów.  Byłyśmy wdzięczne nauczycielom, że postanowili nas zabrać to tego miasteczka. O 17:05 jak wskazywała nasza lista, był czas wolny. Wuefista szybko zgarną chętnych – parę osób zostało na obozie – i już o 17:30 byliśmy w miasteczku. Harry z Niall’em zostali. Muszę przyznać, że odrobinkę mnie to rozczarowało, chociaż nie mniej niż Alice. W supermarkecie kupiłyśmy zapas żywności jak na apokalipsę zombie. Alice w drogerii dokupiła sobie tusz i po godzinie (nieco z haczykiem) byłyśmy już w obozie. W końcu nadszedł czas przygotowań  - kolejna rzecz, której nienawidziłam. Wieczór powoli się zbliżał, więc Elizabeth z Alice zaczęły się gorączkowo przygotowywać.   Ja siedziałam smutno na łóżku z nadzieją, że w końcu przyleci jakaś wróżka i zgrabnym ruchem zamieni  mnie w "coś" pięknego.
-Co tak siedzisz? Za godzinę dyskoteka, a ty się nawet nie szykujesz - powiedziała Elizabeth.
-Ja nie idę – jęknęłam sobie pod nosem.  Alice i Elizabeth naraz spojrzały się na mnie i po chwili wymieniły się spojrzeniami
- Co? Chyba zwariowałaś! Będzie imprezka, zabawa do białego rana! No i będzie… Harry!- Mocno zachęcała mnie Alice.
-Wy przynajmniej macie z kim iść, a ja ..? – Wstałam ze swojego łóżka i ociężałym ruchem położyłam się na łóżku Elizabeth, przykrywając jej ubrania.
-Nie możesz tak leżeć! Zrobimy cię na bóstwo! - Zaczęła wykrzykiwać radośnie Alice. Za nim wybrałyśmy odpowiedni strój przymierzyłam chyba setki ubrań. Efekt końcowy był naprawdę rewelacyjny. Sama byłam pod wrażeniem, kiedy Alice pozwoliła mi się w końcu przejrzeć w lustrze. Miałam na sobie turkusową sukienkę sięgającą jakieś 5 centymetrów przed kolano, a na ramiona zarzuconą jeans’ową kurtkę. Makijaż, był bardzo naturalny : rzęsy wywinięte nowo kupionym tuszem Alice i odrobina pudru na polikach. Wyszykowane poszłyśmy do stołówkowego domku. Był największy ze wszystkich – spokojnie pomieścił te 40 osób. Wszystkie stoliki i krzesełka wyniesione zostały do pustego domku przeznaczonego na stary sprzęt ogrodniczy. Dlatego nie było Nialla i Harry’ego, ponieważ pomagali to wszystko przenieść. Trochę podenerwowana podreptałam za Alice i Elizabeth, które otworzyły drzwi. Z daleka słychać, było muzykę. Czułam się  dość nie komfortowo, miałam wrażenie, że wszyscy szeptają coś na mój temat, a w dodatku dziwnie się patrzyli. Stanęłyśmy obok stolika z piciem. Ledwo podniosłam swój kubek, a Niall porwał Alice. Tuż za nim Gregory zaprosił do tańca Elizabeth. Gdy się obróciłam trzymając w ręce kubek Alice i Elizabeth tańczyły na środku sali. Nie czułam się zakłopotana, bo nie bardzo umiałam tańczyć. W końcu przyszedł czas na wolnego. Wszystkie dziewczyny czekały na ten moment. Elizabeth ubrana w piękną różowo- koronkową sukienkę przytulona do Gregory ‘ego wyglądała olśniewająco, choć cały czas miała spuszczoną głowę. W pewnym momencie Gregory podniósł prawą rękę i jednym zgrabnym ruchem delikatnie uniósł jej promienną twarz. Ognisty rumieniec pokrył jej twarz. Tańczyli wolnego wpatrując sobie w oczy. Gregory  powoli uchylił się nad twarzą Eliz. Myślałam nawet, że się pocałują, ale jak dla mnie było to za wcześnie. Jeden dzień znajomości i to w dodatku nie cały. Jedno widziałam na pewno -  to był najpiękniejszy dzień w życiu mojej przyjaciółki. Alice równie dobrze się powodziło, razem  z Niall'em tańczyli na samym środku parkietu, wszystkie oczy były zwrócone właśnie na nich. W oczach Niall'a widać było, że czuje coś do Alice - ten błysk i uśmiech mówiły same za siebie. Nie pozwolił jej odejść nawet na krok. Tylko ja siedziałam sama pod ścianą. Nawet Bella z Mady tańczyły. Owszem odrzuciłam kilka propozycji chłopców… No może kilkanaście, ale to tylko dlatego, że nie chciałam się ośmieszyć. Zegar wybił 21. Na sale wkroczył Harry. „Ten to umie zrobić dobre wrażenie”. – Pomyślałam, gdy pewnym siebie krokiem wszedł omijając tłum dziewczyn czekających na niego. Stałam tak wpatrując się w tańczące pary. „ Nie patrz w jego stronę. Nie patrz w jego..” Nagle ktoś podszedł z drugiej strony stolika.
-Soku ? -zapytał jakiś znajomy mi głos. Obróciłam się, aby sprawdzić kto to. W czerwono-czarnej koszuli w kratę stał  tuż obok mnie Harry. Ręce wpuszczone miał w ciemne rurki. Nie były to bardzo obcisłe spodnie. Po prostu idealnie dopasowane z odrobinką luzu.
-A to ty…- uśmiechnęłam się chwytając kolejny kubek z napojem. Ręce okropnie mi drżały. Po chwili ni stąd ni zowąd  zbliżyła się Mady. Burzę rudych włosów spięte miała w koka. Wyglądała ślicznie w jasno zielonej sukience podkreślającej jej oczy.
-Cześć Harry! Zatańczymy? - zapytała klejąc się do jego koszuli. Nie zwróciła na mnie najmniejszej uwagi. Jakby mnie tam w ogóle nie było, zaczęła bawić się kołnierzykiem od jego ubrania i bezczelnie flirtując przy mnie.
-Wiesz... może innym razem - widziałam, że próbował się jakoś wymigać. Zacisnęłam zęby i upiłam trochę soku.
-No przestań! Chodź zabawimy się! – ciągnęła dalej.
-No dobrze jeden taniec - spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem jakby chciał powiedzieć coś w stylu "błagam cie zrób coś". Uśmiechnęłam się do niego i jakby to wszystko było dla mnie obojętne, obróciłam się do nich plecami. Kątem oka patrzyłam z niechęcią jak Mady, co rusz przytulała się do Harry'ego, a ten delikatnie ją odpycha. Zaraz u mojego boku zjawiła się nieźle wkurzona Alice.
- Ta małpa przylazła i odbiła mi Niall’a ! – Popatrzyłam na chłopaka. Teraz tańczył z Bellą.
-Nie przejmuj się, Mady tańczy z Harry ‘m – pokazałam jej oczami parę tańczącą tuż przy oknie. Mady znowu się do niego kleiła. Nie mogłam więcej na to patrzeć.
-Wyjdę na chwilę na dwór, muszę zaczerpnąć świeżego powietrza… - Usłyszałam tylko jakieś mamrotania Alice, coś w stylu „to suka”, i wyszłam do stojącej za domkiem altanki. Była duża i pomalowana na biało, choć gdzie niegdzie farba złuszczała się lub całkowicie odpadła. Cała oświetlona małymi lampkami, świeciła się z daleka. Lampki wyglądały jak małe gwiazdki ściągnięte z nieba i przywiązane niczym koraliki do sznurka. Widać, ktoś włożył sporo pracy w ozdobienie jej. Z jednej ściany drewno  ustawione było w krztałt trójkata . Zapewne do rozpalania ognisk, bo na przeciw altanki ułożone były kamienie w kształt kółka. Parkiet, wyłożony drewnianymi panelami wyglądał na dość stary. Wszystko to razem dawało przepiękny efekt zwłaszcza, że uroku dodawała pełnia księżyca i niebo pełne gwiazd. Odetchnęłam z ulgą. Świeże powietrze powoli wypełniało moje płuca. Wieczór był dość zimny, więc lekko przymarzałam. Stojąc tak w samotności nagle usłyszałam czyjeś kroki.
-Śledzisz mnie? - zaśmiałam się po raz kolejny.
-Nie, po prostu wyszyłem za czerpać świeżego powietrza, tam na sali jest dość duszno… - Wyjaśnił jak to zwykle ujmującym głosem Harry.
-Na twoim miejscu udusiłabym się, w końcu tyle dziewczyn kręci się wokół ciebie, że chyba czasami brakuje ci tlenu.
-Nie zaprzeczam - uśmiechnął się, a po chwili już oboje wpatrywaliśmy się w gwiazdy - stojąc tak i opierając o drewnianą poręcz. Nie odzywaliśmy się, było zbyt pięknie, żeby przerwać to jakimiś pustymi słowami.
-Zatańczysz? - po dłuższym milczeniu, w końcu się odezwał. Zdziwiona propozycją chłopaka wmurowana w parkiet nic się nie odezwałam.
-Póki nie ma tych wszystkich pustych dziewczyn - wyciągnął do mnie rękę, oszołomiona jego zachowaniem, tym bardziej nie wiedziałam co powiedzieć. Czyżby podsłuchiwał moje rozmowy? To ja jego gwardię nazywałam „pustymi dziewczynami”. Spojrzałam na jego oświetloną księżycem twarz. Zielone oczy przenikały przez moją duszę. Coś gorącego eksplodowało w moim żołądku i rozeszło się po całym ciele.
-Proszę to tylko jeden taniec...- kontynuował  szeptem, uśmiechając się przy tym bardzo przekonywująco.

-No dobrze... jeden taniec. - Powtórzyłam podając mu prawą rękę.

czwartek, 2 maja 2013

My world : 5

Szłam do domku nauczycieli lekko rozbawiona. W bardzo dobrym nastroju otworzyłam drzwi. Na łóżku jednego z nich – najprawdopodobniej pani od angielskiego- siedziała Alice.
-I jak się czujesz? – Zapytałam siadając obok.
- Dobrze – spojrzała na Nialla, który już wychodził  i dodała – o wiele lepiej. A gdzie Elizabeth?
-W domku z Gregorym. A gdzie Harry?
- Wyszedł jakieś pięć minut temu .Co ty gadasz! Zostali tam sam na sam? – Szeptem lekko pochylona w moja stronę po cichu tłumiła chichot.
- No dobrze opatrunek masz już założony. Jane pomoże ci dojść do domku. Dacie sobie rade?
- Tak – odpowiedziałyśmy równocześnie. Powoli wyszłyśmy z domku. Alice na początku troszkę utykała, ale szybko jej przeszło. Gdy weszłyśmy do naszego pokoju Elizabeth i Gregory’ego już nie było.
-Ciekawe gdzie oni są – zaśmiała się Alice kładąc na swoje łóżko.
-Nie mam pojęcia. Błagam, żeby to był koniec tych głupich konkursów! Błagam! – Miałam dość tych dziecinad. Marzyłam, żeby się rozpadało, w końcu była to Anglia, ale jak na złość od paru dni było ciepło. Nie moglibyśmy iść tak po prostu popływać? Bardzo chciałam się nauczyć, bo jakoś nigdy nie miałam okazji. Zresztą trochę się bałam wody i myślałam, że ten wyjazd nauczy mnie chociaż pływać. Ale nie, zamiast tego musieliśmy chodzić po lesie i zbierać głupie szyszki.
- A tak w ogóle to gdzie masz teraz Nialla ?
- Mówił że dogoni Harry ‘ego i pójdą do swojego domku. Był naprawdę troskliwy – zarumieniła się jak nigdy. – Zapytał czy wszystko jest w porządku, a potem wyszedł.
-A no to wiele wyjaśnia – uśmiechnęłam się – zabujałaś się w nim i to nieźle.
- Ja ? Wcale że nie ! Po prostu uważam, że ma bardzo ładne oczy… Wręcz boskie. W życiu nie widziałam takiego odcienia błękitu. No i te jego blond włosy ! No i ogólnie jest boski… Dobra, masz racje zabujałam się w nim i to nieźle! – Uśmiechnęłam się do niej znacząco.
-Wiedziałam –szepnęłam z nie małą satysfakcją.
- No nigdy dotąd nie czułam czegoś takiego! Wystarczy tylko, że  go zobaczę, a serce wali mi jak młot.
- Tak wiem coś o tym – westchnęłam pod nosem. Alice przesłała mi pytające spojrzenie.
-Wiem, że podoba ci się Harry. To jak na niego patrzysz…
-Harry ma wiele dziewczyn wokół siebie i nie sądzę, żebym to ja zwróciła jego uwagę. – Przerwałam dość nie grzecznie Alice. W tym momencie do pokoju weszła para gołąbków. Elizabeth uśmiechnięta od ucha do ucha wparowała do naszego pokoju, a u jej boku stał Gregory. Alice posłała mi znaczące spojrzenie. Uśmiechnęłam się do niej i zaczęłam układać ubrania. Nie miałam tego w planach, ale postanowiłam się czymś zająć, żeby nie zwracać na nich uwagi. Gregory podrapał się po głowię i widocznie trochę zmieszany dodał:
- Jest kolejna zbiórka, mój tata… znaczy wuefista kazał przekazać. Za pięć minut przed domkiem nauczycieli… To cześć – uśmiechnął się do Elizabeth.
-Do zobaczenia – odwzajemniła uśmiech i zamknęła za nim drzwi.
- O ja cie – westchnęła – chyba coś z tego będzie. – Oparła się o drzwi i lekko zsunęła się do pozycji kucającej. Głowę schowała w ręce i zaczęła się śmiać. Oczy szkliły jej się nawet w cieniu, rzucanym przez szafę stojącą obok drzwi.
- Widzę, że ty też się zaraziłaś – uśmiechnęłam się podchodząc do szafki.
-Co ? Czym?
- Bardzo popularną chorobą u nastolatek. Zadurzenius pospolitus – wszystkie wybuchłyśmy śmiechem.
-No dobra chodźmy już, bo teść Eliz będzie na nas zły – zaśmiała się Alice. Elizabeth nie zwracała na nią najmniejszej uwagi. Wyszła jakby otumaniona tabletkami nasennymi. Czekałyśmy jeszcze pięć minut, aż wszyscy się zbiorą. Stanęłyśmy w drugim rzędzie, a tuż przed nami stała Mady i Bella, a obok nich blondyn, który praktycznie zawsze za nimi łaził.
-Dzisiaj organizowana będzie dyskoteka - w tym momencie prawie wszystkie dziewczyny zaczęły piszczeć i rozmawiać między sobą. - Od godziny 20 do godziny 1 nad ranem i nie chce widzieć nawet kropli alkoholu! – Mady szeptała coś Belli na ucho. Zrozumiałam tylko „w końcu będzie mój”. Blondyn najwyraźniej spytał Bellę czy nie pójdzie z nią na tą dyskotekę, bo ona wrzasnęła: „Daj mi spokój! Ile razy mam ci mówić, żebyś sobie odpuścił. Nie ta liga Barney.” Zrobiło mi się nawet żal tego blondyna. Dalej nauczyciel mówił coś o bezpieczeństwie, ale ja już go nie słuchałam. Myślałam tylko o tym z kim pójdzie Harry. Nagle do Alice podszedł Niall z prośbą o pójście na tą zabawę. Alice oczywiście zgodziła się.
-Która godzina – zapytała już po powrocie do domku Eliz.
- 16:34
-Coo? Dopiero… myślałam, że będzie już gdzieś koło 19. W sumie nie wiem czemu jak jeszcze widno jest. – Westchnęła kładąc się na zniszczony fotel.
-No wiesz, przyjechałyśmy tutaj o 12 zanim się rozpakowałyśmy… potem przygotowania do konkursu itp… W ogóle, kto go wygrał? – Zapytałam siadając na swoje łóżko.
-Chyba Alex i Ed , zresztą zaraz ma być obiad - Alice wpatrywała się w kartkę, przypiętą koło jej łóżka. Dopiero teraz ją zauważyłam.
16:40 – obiadokolacja

17:05 –czas wolny

20 :00 - dyskoteka

Uwaga: podczas czasu wolnego można udać się do miasteczka. Znajduje się pół kilometra stąd. Oczywiście tylko pod opieką dorosłych! Życzymy miłego pobytu.
- U ! Ale super! To po obiedzie idziemy? – Alice nieźle się nakręciła.
-W sumie czemu nie…
-Kupiłabym sobie tusz to rzęs, bo mojego zapomniałam. Uhh! Kamień spadł mi z serca!
-Tylko pamiętaj Alice godzina nie więcej. Trzeba przyszykować się na to disco – przypomniała Elizabeth. Alice na moment posmutniała, ale zaraz wrócił jej humor.
-Dobra i godzina – uśmiechnęła się. Po całym obozie rozniósł się dźwięk dmuchanego gwizdka. Wyszłyśmy znowu przed domek sprawdzić, o co chodzi. Okazało się, że to po prostu, był sygnał, że czas iść na obiad. Żadna z nas nie słuchała ogłoszeń parafialnych, więc troszkę się zakłopotałyśmy. Szłyśmy ostatnie zaraz przed wuefistą.
-Proszę pana czy przewidziane są jakieś atrakcje? Czy po prostu będziemy tu siedzieć i grać w jakieś konkursy? – Zapytała Eliz odwracając się w stronę nauczyciela.
- Oczywiście, że nie. Dzisiaj postanowiliśmy dać wam czas wolny, bo jutro idziemy do muzeum botanicznego, następnie odwiedzimy wystawę dzieł sztuki zatytułowanych „Magia człowieka”, a na końcu wybierzemy się do kina na historyczny film. Co wy planu nie czytałyście? Wydawało mi się, że dawałem wam kartkę… W środę wracamy z samego rana,  a po drodze odwiedzimy zoo. Jutro czeka nas dłuuugi dzień. Wieczorem będzie ognisko także nie martwcie się.
-A przeczytałam, że można iść do miasteczka… - Eliz nie dokończyła bo wuefista szybko jej przerwał.
-Tak, po obiedzie zbierzemy chętnych. Będziecie mogli kupić sobie coś do jedzenia… Znając życie jedzenie stołówkowe nie będzie zbytnio jadalne…

My world :2

-No dobra, już chodźmy bo zaraz dzwonek- Oznajmiła Alice. W końcu dzień w szkole dobiegł końca. Minął w bardzo miłej atmosferze. Wszyscy byli uprzejmi, choć przeszkadzało mi to, że za bardzo zwracali na nas uwagę, w końcu byłyśmy nowe. Razem z Elizabeth i Alice postanowiłyśmy przejść się do parku. Nie byłam zbytnio zdolna do normalnego funkcjonowania, cały czas przed oczami ukazywała mi się twarz Harry’ego. Alice i Elizabeth rozmawiały na różne tematy, ja tylko odpowiadałam na pytania lub potakiwałam. Mój mózg odrzucał wszelkie inne informacje.
-O właśnie! Muszę iść do piekarni, mama kazała  kupić parę bułek i chleb tostowy na kolacje-Oznajmiła Elizabeth. Na te słowa coś we mnie wybuchło. Byłam jeszcze bardziej odurzona niż wcześniej. Czułam jakbym zapaliła marihuane: radość mieszała się z otępieniem.
-OOO! Będziesz miała okazje spotkać się ze swoim chłoptasiem- Zaśmiała się Alice ukazując swoje białe ząbki.
-To nie jest mój chłoptaś! I przestań go tak nazywać - Pchnęłam Alice, która potem wskoczyła mi na plecy, szłyśmy tak całą drogę do piekarni. Gdy Elizabeth otworzyła przed nami drzwi poczułam piękny zapach pieczonego chleba. Usiadłyśmy przy jednym ze stolików, a Elizabeth stanęła w kolejce. Nagle z wejścia dla pracowników wyszedł Harry. Zobaczywszy go oparłam się o rękę i zasłaniając twarz włosami zaczęłam czytać ogłoszenie, które leżało na każdym ze stolików. Poczułam zimny pot na plecach. Próbowałam zająć się rozmową z Alice, żeby tylko nie spojrzeć w jego stronę.
-Ale się na ciebie lampi – stwierdziła zdziwionym głosem Alice. Powiedziała to z takim nie dowierzaniem, że mogłabym się na nią obrazić, ale zbyt przejęłam się tą sytuacją. Aby sprawdzić prawdomówność przyjaciółki szybko obróciłam się w jego stronę. Kiedy go zobaczyłam nasze oczy spotkały się tak samo jak na stołówce. Trwało to ułamek sekundy, a może nawet wieczność. Być może się speszył, bo szybko obrócił się w kierunku drewnianych półek  i zaczął układać chleb. Uśmiechnęłam się dyskretnie i wzięłam się za dalszy ciąg "czytania" lektury.
-No dobrze możemy już iść- podeszła Elizabeth jak to zwykle uśmiechnięta. Całą drogę do domu opowiadałyśmy Elizabeth o naszej starej szkole. Oczywiście nie obeszło się bez pytań „A teraz gdzie mieszkacie?”. Jak się potem okazało nasza nowa przyjaciółka mieszkała zaledwie kilka domów od naszego. Następny dzień przyniósł całkiem miłe wieści, a mianowicie organizowana była tygodniowa wycieczka nad jezioro. Dopiero drugi dzień, a tu takie wieści. Nowa szkoła zaczęła podobać mi się coraz bardziej, choć ciekawskie spojrzenia nadal nie zniknęły.
-Ciekawe czy Harry ... no wiesz czy ... no czy on też pojedzie? - Zapytałam cichutko Elizabeth na przerwie obiadowej. Jak zwykle siadłyśmy przy prawie największym stoliku, razem z paczą Elizabeth. Po drugim dniu zaczęłam już rozpoznawać parę twarzy. Blondyn,  który zawsze siadał obok nie lubianej przeze mnie Belli nazywał się James, a rudowłosa dziewczyna z nie przyjaznym wyrazem twarzy nazywała się Mady.
-Jak Niall pojedzie to on zapewne też –odpowiedziała obojętnie gryząc jabłko.
-A kto to jest ten cały Niall?- wtrąciła się Alice. Widać przysłuchiwała się naszej rozmowie.
-To taki przyjaciel Harry'ego wszędzie razem chodzą i w ogóle. O! to ten co siedzi teraz obok nie go. - Pokazała palcem całkiem uroczego młodzieńca. Oparty nonszalancko o krzesło szczerzył swoje białe zęby w stronę małej grupki dziewcząt. Te piszczały i machały jakby uciekły dopiero co ze szpitala dla chorych umysłowo.
-Uuu jaki słodziak – W zachowaniu Alice zauważyłam coś niepokojącego. Znaczy Alice od urodzenia była uroczym i przede wszystkim dziwnym dzieckiem, może dlatego się tak zaprzyjaźniłyśmy. W końcu ciągnie swój do swego. Od razu widziałam, że Niall wpadł w oko Alice, było to widać z daleka. Na jej polikach momentalnie zawitały dwa rumieńce.
-Musimy się dowiedzieć czy Niall i ten twój … No wiesz czy oni jadą na tą wycieczkę ! – Wtrąciła się ni stąd ni zowąd Alice. Po dłuższych namowach Alice razem z Elizabeth postanowiłyśmy pójść do pokoju nauczycielskiego, aby dowiedzieć się czegoś więcej na temat owej wycieczki. Kiedy Elizabeth prowadziła rozmowę z naszym nauczycielem od biologii (panem Brown’em) mój wzrok z obrazów byłych dyrektorów szkoły powędrował na biurko. Leżała na nim kartka z listą osób, które zapisały się na wycieczkę. Szybko przejrzałam pierwsze zapisane osoby. Niestety nie było go. „Może jest zapisany na drugiej stronie ”- pomyślałam. Szybkim ruchem jak gdyby wiatr odwróciłam kartkę.
-Mam cie! –Krzyknęłam mimowolnie. Elizabeth i Pan Brown odwrócili się w moją stronę. Nauczyciel patrzył na mnie jak na upośledzoną, a Elizabeth tłumiła wybuch śmiechu. Zamurowana wpatrywałam się w moich obserwatorów. W końcu postanowili mnie zignorować i zaczęli kontynuować swoją rozmowę. „Uf”- westchnęłam. Wpatrywałam się jeszcze przez moment na 21 miejsce na liście. Litery składały się w dwa najpiękniejsze słowa - "Harry Styles". W tym momencie moje serduszko zadrżało."Tak czyli jedzie" - powtarzałam ciągle z wielkim bananem na ustach. Nie wiedzieć czemu śmiałam się jak głupi do sera.
- To niech Pan nas też zapisze –usłyszałam głos Elizabeth.
-Ciebie i twoje nowe … koleżanki?- spojrzał na mnie w podobny sposób co 5 min temu.
- Tak, tak. Alice Shark i Jane Book. Bardzo dziękuje, dowidzenia – i udałyśmy się na przerwę. Alice czekała pod drzwiami klasy chemicznej.
-Co tak długo?
-A Jane rozmawiała ze swoim wymyślonym przyjacielem. Chyba w ganianego się bawili czy coś.- Mało brakowało, a Elizabeth udusiłaby się ze śmiechu.
-Ha ha ha bardzo śmieszne – przesłałam im mordercze spojrzenie. - Musze iść jeszcze po książkę do chemii, bo w szafce zostawiłam. – Przynajmniej miałam pretekst, żeby nie wysłuchiwać dalej żartów na mój temat. Idąc korytarzem troszkę się zamyśliłam i  nie bardzo zwracałam uwagę na to, co się wokół mnie dzieje. Właśnie byłam na randce z nieznajomym, kiedy zawadziłam o coś ramieniem. Moment wróciłam na ziemię i oprzytomniałam.
-Au jak chodzisz?!- Usłyszałam przyjemny dla uszu głos, wręcz kojący. Szybko się obróciłam.
-Co? Chyba jak ty chodzisz, korytarz nie jest tylko dla ciebie!- Zamarłam jakieś pół metra ode mnie stał Harry.
-Jak widzę jesteś tu nowa i jako dobry kolega radze ci się dostosować do otoczenia. Przede wszystkim nie wychylać się, no chyba, że chcesz mieć spiny z innymi. – Spojrzał na mnie jakby groził mi więzieniem.
- Dziękuję za twoje nie potrzebne rady, ale raczej z nich nie skorzystam! I chyba ktoś cię powinien uświadomić, że nie jesteś, aż tak szeroki w barach, i nie potrzebujesz całego korytarzu. Jako, że jestem dobrą koleżanką właśnie ci to uświadamiam. – Miałam wrażenie, że wszyscy się nam przysłuchują. Nie obchodziło mnie to . Nie pozwolę, żeby ktoś mną pomiatał, nawet jeśli tym kimś był najpiękniejszy chłopak w szkole.
-Jeśli tyle masz mi do powiedzenia to odsuń się, bo blokujesz wejście do klas, a ja spieszę się na chemię także … zjeżdżaj!


My world

Ta historia wydarzyła się w czasach, gdzie prawdziwa miłość była uznawana tylko w książkach dla nastolatek i romansach dla starszych pań. Czy warto kochać? Zadawać sobie trud dla drugiej osoby ? Czy starczy nam sił by prze zwyciężyć problemy, dojść do granic możliwości człowieka i przekroczyć je? Spełnić swoje marzenia? Otwórz tak! Warto walczyć nawet o jedną marną sekundę naszego życia jeśli spędzimy ją z ukochaną osobą.
Otóż historia ta zdarzyła się trzy lata temu. Rok 2010 miał być najbardziej nie udanym czasem w życiu nastoletniej Jane Book. Była to miła dość pogodna i zawsze uśmiechnięta 15-latka. Długie blond włosy  i przenikliwe szare oczy były jej atutami. Drobnej budowy dziewczyna cieszyła się powodzeniem wśród chłopców. Chodziła do szkoły, uwielbiała tańczyć i rysować, kochała zwierzęta. Niestety jej rodzice dostali prace w Londynie. Postanowili prze prowadzić się do małego domu w małym miasteczku na przedmieściach Londynu. Wiadomość o przeprowadzce sprawiła, że świat Jane runął w zaledwie kilka sekund. W głowie nastolatki rodziły się co rusz nowe pytania „Mam zostawić przyjaciół, szkołę? rzucić to wszystko i tak po prostu wyjechać ? Co jeśli nikt mnie tam nie polubi” Dalej historia będzie toczyć się oczami Jane.
*Dwa dni później
Wstałam w poniedziałek rano, budzik ukazywał godzinę 6:00. Odsunęłam rolety, aby odrobinę słońca wdarło się do mojego pokoju, czułam pustkę i nienawiść do moich rodziców wiedziałam, że dzięki tej przeprowadzce będziemy mieć więcej pieniędzy, ale nie chciałam opuszczać mojego miasteczka. Wyszykowana nic nie odzywając się do rodziców wyszłam do szkoły, był to dopiero pierwszy dzień po wakacjach. Jadąc na rowerze rozmyślałam o nowym miejscu „Jak będzie wyglądało?”, „Czy mnie tam za akceptują”. Najbardziej gnębiło mnie to jak powiem znajomym że wyjeżdżam. Momentalnie zrobiło mi się smutno na sercu. Zsiadając z roweru usłyszałam dobrze znany mi głos.
-Cześć Jane!! - Wykrzyknęła moja przyjaciółka Alice. (Jest to dziewczyna o blond włosach nie co krótszych od moich, z wesołą buzią i świetnym poczuciem humoru. Nieco grubszej postury od mojej, tak jak ja kochała tańczyć, nie przepadała za rysowaniem, ale za to kochała jeździć konno, była w tym naprawdę niezła. Ta skromna dziewczyna była marzeniem nie jednego chłopca).
-Coś taka markotna? Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha… - Spojrzała na mnie z lekkim niepokojem w oczach. Przed nią niczego nie dało się zataić.
-Gorzej … - bąknęłam pod nosem - za 3 dni jadę do Londynu … zamieszkamy tam na stałe. - Mówiąc te słowa spuściłam głowę i przez kilka sekund wpatrywałam się w moje stare adidasy. Nie potrafiłam spojrzeć jej w oczy. Po tej krótkiej chwili, gdy wróciła mi odwaga zerknęłam spod grzywki na twarz Alice. Zobaczyłam że jej oczy  nagle straciły blask, usta jej zadrżały i lekkim głosem niedowierzenia zapytała:
-Jak to?  Coo …ale ... jak ... gdzie ... coo? To nie możliwe! Wyjeżdżasz i tak po prostu mnie zostawiasz? - Nie mogłam wykrztusić nawet słowa . Ta sytuacja była dla mnie równie ciężka co dla Alice. W końcu wymamrotałam coś pod nosem.
-Nie, nie chce! Nie chce zostawić ciebie, szkoły, wszystkiego co jest w tym miasteczku … ale zrozum nie mam innego wyjścia! – Posmutniałam jeszcze bardziej. Stałyśmy tak niczym dwa posągi wyrzeźbione w marmurze. W końcu nie wytrzymałam wybuchnę łam
płaczem, łzy spływały mi po policzkach. Alice próbowała mnie pocieszyć niestety nawet jej się to nie udało. Sama była już bliska płaczu. Nagle zadzwonił dzwonek na biologie. Szybko otarłam łzy rękawkiem mojej białej bluzy.
-Chodź! Pogadamy po szkole - powiedziałam łapiąc Alice za rękę.
I tak mijały lekcja za lekcją. W milczeniu prze siadywałyśmy przerwy . Żadna z nas nie wiedziała jak zacząć. W końcu dzwonek wolności. Koniec lekcji. Razem z Alice udałyśmy się w kierunku parku, aby porozmawiać.
- Wiesz dobrze … nie chce wyjeżdżać ale nie mam innego wyjścia … - odparłam jako pierwsza po dłuższym milczeniu.
- Chciałabym cię tak po prostu zabrać i spakować do walizki, w tedy miałabym choć jedną osobę, która byłaby przy mnie, ale zaraz … no tak ! Jedź ze mną !
- Coooo ?? - Oczy Alice wyglądały jak pięciozłotówki - chyba zwariowałaś !
-Proszę zapytaj się swoich rodziców, tylko na okres dwóch semestrów. Na  święta i wakacje wróciłabyś do domu. Zapytaj rodziców proszę! Nie chce być sama … W końcu masz te 15 lat. – Uśmiechnęłam się zadowolone ze swojego pomysłu.
-Wiesz może to nie głupi pomysł? W sumie, pomyśl było by super! Musze tylko zapytać rodziców - Oczy Alice odzyskały dawny błysk, a poliki dawnych rumieńcy.
-Dobra! Aaaa nie mogę się już doczekać, lecę do rodziców ! Musze im to wszystko powiedzieć ! - Ucałowałam Alice na pożegnanie i po paru sekundach już straciła mnie z oczu. Oczywiście miałam pewne wątpliwości, ale byłam zbyt podekscytowana, żeby zaprzątać sobie głowę nie potrzebnymi sprawami. „Co ma być to będzie” – pomyślałam. Wbiegłam do domu cała zdyszana, rzuciłam torbę na podłogę i pobiegłam do pokoju. Siadłam przy oknie  rozmyślając jak powiedzieć o tym wszystkim rodzicom. Postanowiłam poczekać na odpowiedni moment. Zeszłam na dół jakby nigdy nic i usiadłam na fotelu. Tata oglądał właśnie mecz, więc stwierdziłam, że to jak najbardziej odpowiedni moment. Nie mogłam się od warzyć ciągle zaczynałam zdanie nie kończąc go. Nadszedł czas kolacji, usiedliśmy przy stole jak co wieczór. Zaczęłam temat.
-Wiecie co? Razem z Alice wpadłyśmy na pomysł to znaczy … na pewną myśl, ale jak się nie zgodzicie to … - Zaczęłam się jąkać, czułam jak serce podchodzi mi pod gardło.
-Powiesz nam w końcu, czy sami mamy się domyśleć o co ci chodzi?- Powiedział zniecierpliwiony już tato.
-Chodzi o to, że … no chce, aby Alice jechała ze mną. Nie chce być tam sama, w końcu to nowe otoczenie, na pewno będzie mnie wspierać. Czułabym się lepiej, gdyby ona mogłaby ze mną pojechać … więc może jechać?
-No cóż, to poważna decyzja, a co rodzice Alice na to? - Zapytała zdziwiona moją propozycją mama.
- Jeszcze nie wiem, ale gdyby się zgodzili to Alice może jechać ?- Zapytałam błagającym głosem. Niczego bardziej nie pragnęłam w tym momencie jak pozytywnej odpowiedzi rodziców. Widziałam po jej twarzy, że nie jest zadowolona tym pomysłem. Zaczęłam smutno dłubać widelcem w porcji sałatki czekając na dalsze postępy naszej rozmowy.
-No dobrze - zaczęła mama. - Jeśli dzięki temu będzie ci łatwiej, czemu nie?
-Aaaaa! dzięki, dzięki, dzięki!!! - Wykrzykując te ostatnie słowa przytuliłam rodziców i pobiegłam do pokoju, aby poszukać telefonu. Po kilkunasto-minutowym poszukiwaniu znalazł się. Wykręciłam numer do Alice. Serce biło mi jak oszalałe.
-Halo? -Usłyszałam smutny głos przyjaciółki.
-Cześć to ja i jak, możesz? - Niecierpliwie zapytałam oczekując jakiejkolwiek odpowiedzi.
-Niestety nie ... powiedzieli, że nie ma takich szans i żebym nie robiła kłopotu. - Mówiąc te słowa w głosie Alice słyszałam rozpacz. Poczułam rozczarowanie tak silne jak nigdy wcześniej nie czułam. Już otwierałam usta, aby wyrazić swoje rozczarowanie, kiedy Alice wtrąciła zupełnie innym tonem:
-Nie no … żartowałam. Mogę! Zgodzili się bez wahania. Powiedzieli, że to dla mnie dobra okazja. Jezuuu! Nie mogę w to uwierzyć!
-Ty debilu! Przez chwile naprawdę myślałam, że nie możesz jechać - Kamień spadł mi z serca. Rozmawiałyśmy jeszcze grubo ponad dwie godziny o tym,  jak będzie wyglądało nasze nowe miejsce. Z pod ekscytowania nie mogłam usnąć,  siedziałam w oknie i rozmyślałam z kubkiem gorącego kakao w ręku wpatrując się w pełnie księżyca.
*Dzień wyjazdu
-Spakowana, zwarta i gotowa - wykrzyknęłam z uśmiechem do rodziców. Założyłam moje przeciw słoneczne okulary i złapałam wielką różowo-czarną walizkę w rękę. Wychodząc z progu mojego domu poczułam w brzuchu dziwne mrowienie. Stanęłam jak wryta wpatrując się w ogród. Wiedziałam, że w tym miejscu jestem ostatni raz. Chciałam go zapamiętać jak najlepiej. Poczułam się źle wiedząc, że je opuszczam, bo w końcu to w tym miejscu przeżyłam moje dzieciństwo. To właśnie w tym miejscu miałam najwięcej wspomnień. To właśnie tu był mój dom, moje cztery ściany w których mogłam się schować przed problemami. Łzy podeszły mi do oczu. Rodzice żegnali się z sąsiadami, a ja smutnym krokiem szłam w kierunki samochodu. Podjechaliśmy pod blok Alice, która właśnie gorąco żegnała się z rodzicami. Gdy był już nas komplet, ruszyliśmy w stronę Londynu. Oglądałam widoki za szybą, słońce grzało mi poliki, z każdą minutą bałam się coraz bardziej. Towarzyszyło mi dziwne uczucie. Czas szybko nam zleciał i nie patrzeć kiedy upłynęły nam dwie godziny z życia. W końcu dojechaliśmy, wysiadając z samochodu ujrzałam przede mną piękny i okazały dom w odcieni pastelowej żółci. Ogród wokół niego był przepiękny. Ramy okien ciemno brązowe, drewniane pod kolor drzwi. Przed ogródkiem stała skrzynka z naszym nazwiskiem.
-To okno z balkonem jest twoje - oznajmiła mi wskazując palcem ów okno mama. Od razu mi się spodobało, było skierowane na zachód.  Akurat pod tym balkonem stała cudna altanka, której czubek dachu znajdował się zaledwie kilka centymetrów od mojego okna z balkonem.
Nie wiele myśląc razem z Alice wbiegłyśmy do domu. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom wszystkie meble, obrazy, wystrój po prostu wszystko było naprawdę piękne. Po kręconych schodach wbiegłyśmy na górę, żeby zobaczyć pokój. Był równie piękny co reszta domu chociaż w dziwnym  odcieniu błękitu. Rzuciłyśmy walizki i jednym susem wskoczyłyśmy na ogromne łóżka. Ciężko westchnęłam -tak to był nasz pokój. Gdy nadszedł już wieczór wszyscy wyszliśmy na olbrzymi drewniany  taras. Mama siadła w wielkim bujanym fotelu, a ja z Alice i tatą na wielkiej drewnianej huśtawce. Rozpaliliśmy ogień w kominku i razem rozmawialiśmy przez długie godziny.
-No dobra dziewczyny idźcie już spać, pora na was - przerwała ziewając mama. - Jutro do szkoły. - Lekko już zaspane zwlokłyśmy się z huśtawki i ociężale niczym zoombie szłyśmy w kierunku naszego nowego pokoju. Ucałowałam rodziców na dobranoc i położyłam się  spać.
*Dzień szkoły
Wyszykowane i gotowe poszłyśmy na przystanek autobusowy. Czekałyśmy około 5 min, aż w końcu podjechał nasz pojazd. Nagle  otworzyły się wielkie żółte drzwi. Weszłyśmy ze spuszczonymi głowami i usiadłyśmy wygodnie  na siedzeniach. Z natury obie byłyśmy nieco wstydliwe. W tle słyszałyśmy rozmowy  na nasz temat co dało nam jeszcze więcej nie pewności niż przedtem. Było  to coś w  stylu „Co to za nowe?”. Nie przejęłyśmy się tym zbytnio. W końcu dojechaliśmy pod szkołę. Była strasznie duża,  miała wiele okien i klas. Plac wokół niej był bardzo ładny i zadbany. Weszłyśmy do środka, oszołomione wielkością wnętrza stanęłyśmy jak wryte. Nie wiedziałyśmy co z sobą począć, w którą stronę iść i do jakiej klasy. Zdezorientowane stałyśmy niczym dwie idiotki na środku korytrza. Nagle podeszła pod nas jakaś bardzo miła dziewczyna, która jak się potem okazało miała na imię Elizabeth Bird.
-Jesteście tu nowe prawda? - zapytała bardzo uroczym tonem. Była to sympatyczna 15-latka z ciemno brązowymi lekko kręconymi włosami. Jej oczy były nieco jaśniejszego koloru niż włosy. Lubiła przedmioty ścisłe, a najbardziej matematykę. Była inteligenta i bardzo ładna.
- Aż tak widać? - Żartobliwym tonem i z uśmiechem na buzi od powiedziała Alice.
-No troszkę, to do której klasy chodzicie? – Zapytała mierząc nas wzrokiem.
-Jesteśmy zapisane do IIa  - Niepewnym chodź wyrazistym głosem od powiedziałam Elizabeth.
-To tak jak ja! Chcecie to oprowadzę was po szkole. - Bardzo ucieszyłyśmy się z propozycji nowej towarzyszki. Pierwszą lekcją była matematyka. Weszliśmy do całkiem sporej klasy. Z okien było widać boisko do piłki nożnej. Ławki były pojedyncze więc usiadłam pomiędzy Alice, a Elizabeth w środkowym rzędzie. Lekcje dość szybko przemijały. W końcu dzwonek oznajmił przerwę obiadową. Postanowiłyśmy coś zjeść, więc zeszłyśmy na stołówkę. Stoliki były okrągłe choć nie zbyt duże.  Idąc po obiad zauważyłam, że sporo osób nam się przygląda. Nieco zbita z pantałyku wybrałam tylko coś do picia. Usiadłyśmy przy prawie największym ze stolików. Siedziała tu już paczka Elizabeth. Grzecznie przedstawiłam się wszystkim. Zapamiętałam tylko imię dość niezbyt miłej dziewczyny siedzącej obok chłopaka z blond czupryną. Nazywała się Bella, ale nazwisko jakoś szybko wyleciało mi z głowy. Alice zajęła miejsce pomiędzy mną, a Elizabeth. Co jakiś czas rozglądałam się przypatrując z zainteresowaniem prawie wszystkim. Zdziwiło mnie ilu ludzi może chodzić do jednej szkoły. Tam, gdzie wcześniej chodziłam znałam wszystkim od małego, więc tutaj czułam się dość nieswojo. Moją uwagę przyciągnął pewien chłopiec siedzący dwa stoliki od nas. Zerkałam na niego częściej niż na innych. Siedział luźno oparty o krzesło, co jakiś czas energicznie zarzucając swoimi kręconymi włosami. Najwyraźniej pochłonięty był , rozmową z siedzącym obok niego kolegą. Jego towarzysz, choć nie tak bardzo jak ON, również przyciągał wzrok. Nie tylko mój, ale i większości dziewczyn znajdujących się w tym pomieszczeniu.
 -Co? Spodobał ci się ?- Zapytała szeptem podejrzliwie Alice szturchając mnie łokciem w brzuch. Zaskoczyła mnie tym pytaniem, ale jak wcześniej wspomniałam nic przed nią nie dało się ukryć.
-O czym ty mówisz ? - Z ironicznym uśmiechem od powiedziałam przyjaciółce. Byłam również ciut na nią zła, bo przerwała mi jakże ważne dla mnie obserwacje.
-No gapisz się na tego chłopaka od paru minut - szybkim ruchem głowy wskazała miejsce, gdzie siedział właśnie ten chłopak.
-To Harry Styles - od powiedziała Elizabeth przysłuchując się naszej rozmowie. - Wiele dziewczyn do niego startuje, ale na żadną nie zwraca uwagi. Pracuje w tutejszej piekarni, dorabia tak sobie po szkole. - Oznajmiła jak to zwykle miłym tonem.
-No widzisz, skoro na żadną nie zwraca uwagi to co dopiero na mnie … - Może tego nie okazałam, ale w głębi duszy zrobiło mi się strasznie smutno. Spojrzałam ostatni raz w JEGO stronę. Na moment zamarłam, kiedy zobaczyłam, że i on patrzy w moją stronę. Przyglądał mi się z zaciekawieniem.Czułam, że jego cudne zielone oczy przeszywają mnie na wylot.
-No dobra już chodźmy, bo zaraz dzwonek - powiedziała Alice łapią mnie za rękę. Byłam zbyt wstrząśnięta nieznajomym, aby w miarę normalnie na to zareagować. Odparłam tylko "hmm?". Alice od razu załapała w czym rzecz.
-No nieźle cię złapało -uśmiechnęła się próbując mnie podnieść. Nie sądziłam, że w jednej chwili można czuć tyle emocji. Coś eksplodowało mi w żołądku i przeszedł mnie miły dreszcz. Ciarki dołożyły swoje pięć groszy. Czułam się odurzona...