sobota, 27 lipca 2013

My world : 19.

Wiadomość o chorobie Elizabeth, była przytłaczająca dla wszystkich. Nie wiedziałam jak mam się przy niej zachowywać, co mówić, aby nie sprawić jej przykrości. Dobrze, że miała Gregory'ego. Spędzał z nią praktycznie każdą wolną chwilę. Podnosił na duchu i wpierał. Gdy wróciłam do domu marzyłam tylko o tym, aby położyć się w łóżku i zasnąć. Niestety, gdy ledwo uchyliłam frontowe drzwi rozpoczęło się przesłuchiwanie.
-Słyszeliśmy co się stało..Rodzice Elizabeth już nas powiadomili- rozpoczęła rozmowę mama.-Wiemy, że ci ciężko...
-Nie, nic nie wiecie dajcie mi święty spokój...-Krzyknęłam zamykając drzwi. Na ojca nie mogłam patrzeć. Wzbudzał we mnie mieszane uczucia. Nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć. Nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Błąkałam się po domu nie wiedząc dlaczego. Jedynym ukojeniem dla mnie była chwila samotności w pokoju z słuchawkami na uszach. Postanowiłam napisać do Tom'a. Szybko wystukałam na klawiaturze "Hej możemy się spotkać, sprawa pilna ;)". Na odpowiedź nie czekałam zbyt długo. O 16 byliśmy umówieni. Czułam, że jeśli komuś się nie wyżalę to coś rozsadzi mnie od środka.

-Cześć Tom .- Uśmiechnęłam się na widok chłopaka.
-O cześć Jane.- Podszedł Tom całując mnie w policzek.- Co się stało?- dodał po chwili.
-Hmm...Jednym słowem musimy pogadać.
-Uuu, zabrzmiało strasznie -zaśmiał się.
-Bo to jest straszne, nie wiem co mam robić. To wszystko zaczyna mnie powoli przerastać.. ja...-Nie mogłam nic dalej powiedzieć, coś chwyciło mnie za gardło. Wybuchłam płaczem. -Ja chce tylko..uhh sama już nie wiem czego chce.
-Zacznij od początku -uspokoił mnie Tom.
-No dobrze..Pamiętasz tego chłopaka przez którego tak płakałam pod tym klubem, gdzie pierwszy raz się spotkaliśmy?
-Tak, trochę go kojarzę..Harry tak?
-Tak, to on.. ciężko mi to wszystko wytłumaczyć, sama tego do końca nie rozumiem, ale...-Zaczęłam mu wszystko opowiadać z każdą sekundą jego oczy stawały się coraz większe.
-Wow -westchnął jedynie, kiedy skończyłam przedstawiać moją sytuacje. - Nie wiem co mam ci powiedzieć..jak doradzić..
-Nie musisz, chciałam się tylko komuś wyżalić. Padło na ciebie. -Usmiechnełam się pod nosem poprawiając grzywkę.
-Na mnie zawsze możesz liczyć- złapał moją rękę ściskając coraz bardziej. Czułam się przy nim bezpieczna, dawał mi taką nadzieję na lepsze jutro.
-Zabieram cię na lody. Zgoda?-Popatrzyłam na niego przez moment.
-Zgoda. -Od powiedziałam pewnym siebie głosem. Po paru minutach udaliśmy się do lodziarni. Ja zamówiłam sorbet truskawkowy, a Tom pożeczkowy. Rozmawiając zauważyłam, że wiele nas łączy. Tego dnia spędziliśmy ze sobą mnóstwo czasu. Gdy nasze spotkanie dobiegło końca, Tom postanowił mnie odprowadzić. Z każdą chwilą czułam do niego coś więcej. Stanęliśmy przed moim domem. Lampy oświecały ciemne już ulice.
-Dzięki - wyszeptałam przytulając go na pożegnanie. Czułam, że na tym się nie skończy. Tom powoli zaczął przysuwać się bliżej mnie. Gdyby ta sytuacja wydarzyła się kilka dni temu zapewne odepchnęłabym go, ale teraz chciałam czegoś więcej niż zwykłe patrzenie sobie w oczy. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Nadal czułam coś do Harry'ego i to coś nie pozwalało mi go pocałować, chociaż pokusa stawała się coraz większa."Co ty robisz?Uspokój się do cholery!"-pomyślałam zamykając oczy. Tom zbliżył się już tak blisko, że zaczynałam czuć jego oddech. Ta sytuacja przypomniała mi Harry'ego.
-Tom..ja nie powinnam -wybełkotałam chwytając ciężko powietrze.
-Przecież wiem, że ci się podobam, olej Harry'ego.-Objął moją talie przyciskając jeszcze mocniej do siebie.
-Nie Tom! To nie ma sensu..-Popatrzyłam mu w oczy. Nie mogłam oderwać wzroku od jego dużych, przenikliwych i niebieskich oczu. Wpatrywał się we mnie jakbym była jego całym światem. Na krótki moment znów zapomniałam  o Harry'm. Nasze usta dzieliło zaledwie kilka centymetrów. Obiełam ręką jego szyje, głaszcząc, przy tym blond czuprynę. Stanęłam na palcach, zbliżając się do jego karku. Nachyliłam się nad nim niczym wampir gotujący się do ugryzienia. Delikatnie pocałowałam go przy barkach sprawiając mu dreszcze i gęsia skórkę. Czułam zapach jego mocnych perfum. Sprawiał, że powoli traciłam zmysły."Musze się ocknąć!"-pomyślałam, gdy Tom zaczął przesuwać ręką po mojej tali. Znów nachyliłam się nad jego uchem.
-Musimy się pożegnać-wyszeptałam. Na twarzy Tom'a zauważyłam rozczarowanie.
-Cześć- powiedział całując mnie w polika. Stałam na schodkach wpatrując się jak chłopak powoli znika w ciemnościach."Co się ze mną dzieje?" wyszeptałam otwierając drzwi. Czułam się jakbym zjadła co najmniej trzy tabletki nasenne. Najbardziej źle mi było z tym, że nie czułam się ani trochę winna. Przecież tak mało brakowało, abyśmy się pocałowali."Muszę przestać się z nim widywać"-postanowiłam. Alice również, była wykończona tym dniem.
-Gdzieś ty była?-Zapytała wychodząc z łazienki owinięta białym ręcznikiem.-Elizabeth pytała się o ciebie.
-Miałam sprawę na mieście, nic takiego. Jutro się do niej wybiorę-uśmiechnęłam się próbując nie wzbudzać podejrzeń Alice.
-No to dobrze. Jutro po szkole się do niej wybierzemy.-Powiedziała kładąc się spać.

Po szkole udałam się do Elizabeth. Wyglądała strasznie, jej smutne oczy patrzyły jakby od niechcenia na twarz Gregory'ego. Usiadłam koło niej i chwyciłam jej lodowatą rękę.
-Nie martw się wszystko będzie dobrze..-W tym momencie wszedł doktor.
-Mam dobre wieści, od jutra rozpoczniemy leczenie cytostatykami.-Nie widziałam do końca co to oznacza, ale ucieszyłam się z słów"dobre wieści". Wszystkim jakby trochę ulżyło. Siedziałam na krześle uśmiechając się, gdy nagle przypomniałam mi się wczorajsza sytuacja z Tom'em. W bezruchu patrzyłam się na białą ścianę wspominając jego oczy i ciepłą rękę, której nie mogłam się oprzeć. Moje retrospekcje przerwał nagle Harry. Postanowiłam nie opuszczać Elizabeth i siedziałam na krześle udając, że Harry mnie już nie obchodzi. Moje oczy i tak wędrowały po jego sylwetce. Przeszywałam go wzrokiem, obserwowałam każdy ruch czekając na jego kolejny krok. Niestety wydawał się być bardziej obojętny w stosunku do mnie niż ja do nie go. Ta chora sytuacja wpędziła mnie w zakłopotanie. Zaczęłam oglądać paznokcie i dłubać skórki.
-Czym się tak przejmujesz-powiedział Harry. Ze zdziwienia podniosłam głowę. Zobaczyłam jak chłopak dokładnie mi się przygląda.
-Niczym-od powiedziałam ironicznie, głęboko wzdychając.
-Znam cię, czymś się martwisz..-Na te słowa zrobiło mi się strasznie ciepło. Czułam zimne poty na całym ciele. Serce przyspieszyło pompowanie krwi. W moich żyłach płynął strach i zdziwienie.
-Nie, nie znasz mnie-odsunęłam krzesło robiąc przy tym niemiły dla ucha dźwięk. Powoli wstałam rzucając ironiczne spojrzenie w stronę Harry'ego i wyszłam z pokoju. Szłam korytarzem obijając się o pacjentów i zapracowanych lekarzy. Znów usłyszałam, że ktoś za mną biegnie. Był to Harry...

wtorek, 16 lipca 2013

My world : 18.

Myślałam, że serce wyskoczy mi z piersi. Przeczekałam, aż ojciec wszedł do samochodu i odjechał. Wahałam się jeszcze przez moment. Nie wiedziałam co mam powiedzieć, jak na to wszystko zareagować. Postanowiłam wyjaśnić całą tą sprawę. Zebrałam w sobie resztki odwagi i ruszyłam w stronę drzwi. Gdy miałam już nacisnąć klamkę w kieszeni zaczął wibrować mój telefon. Szybko odebrałam i ruszyłam wzdłuż ulicy, aby Harry nie słyszał mojej rozmowy.
-Halo?-Zapytałam odbierając komórkę.
-Cześć Jane, tu Gregory! Elizabeth...nie wiem co się stało...upadła, a potem ta karetka...Błagam przyjedź pod dom Elizabeth będę tam czekał. Tylko błagam szybko!
-Ale co się stało?-Zapytałam wstrzymując oddech na moment.
-Nie wiem, słyszałem jedynie, że jest w złym stanie.
-Dobra zaraz będę.-Szybko rozłonczyłam czerwoną słuchawką i ruszyłam w kierunku domu Elizabeth. Całą drogę biegłam, więc gdy dotarłam na miejsce, nie mogłam złapać tchu.
-Co się stało?-Zapytałam ledwo słyszalnym głosem Gregory'ego.
-Elizabeth...-wybuchł płaczem- to stało się tak nagle..-Nie potrafił dokończyć zdania. Obawiałam się najgorszego. Co tak naprawdę się wydarzyło dowiedziałam się dopiero od Niall'a i Alice, którzy byli świadkami tego całego zdarzenia. Okazało się, że z Elizabeth jest gorzej niż myśleliśmy. Lekarze, którzy dotarli na miejsce, nie potrafili jeszcze postawić prawidłowej diagnozy. Elizabeth została błyskawicznie przewieziona do szpitala. Nie czekaliśmy ani sekundy dłużej. Razem z rodzicami Gregory'ego wsiedliśmy do ich samochodu i ruszyliśmy odwiedzić przyjaciółkę. Wszyscy się denerwowali. Alice co jakiś czas przegryzała skórki i paznokcie, Niall nerwowo tupał nogą, Gregory próbował nie płakać i mocno zagryzał wargi. Ja siedziałam przy oknie wpatrując się w bezruchu co dzieję się za szybą. Gdy dotarliśmy na miejsce wszyscy na raz wyskoczyli z samochodu. Rodzice Gregory'ego dowiedzieli się w jakim pokoju leży Elizabeth. Był to numer 12. Kiedy Niall otworzył drzwi pokoju ujrzeliśmy ją leżącą w łóżku. Do prawej ręki podpiętą miała kroplówkę. Wyglądała strasznie, podkrążone oczy i blada skróra nie wyglądały najlepiej. Nie chciałam żeby poznała po mnie, że coś jest nie w porządku. Zaczęłam się sztucznie uśmiechać. Próbowałam nie zwracać uwagi na te wszystkie maszyny wokół, ale nie potrafiłam. Mój wzrok cały czas wędrował po pokoju.
-Lekarze już wiedzą co ci jest?-Zapytał Gregory tuląc dłoń Elizabeth do polika.
-Jeszcze nie..Mam zostać na jakiś badaniach. Najprawdopodobniej wyjdę za 3 dni...-Tymi słowami Elizabeth uspokoiła nas wszystkich. Siedzieliśmy wszyscy przy jej łóżku rozmawiając i śmiejąc się przy tym w niebo głosy. Niestety obecność Harry'ego popsuła całą tą atmosferę. Wparował do pokoju krzycząc:
-Hej, dostałem sms'a od Gregory'ego, że coś się stało Elizabeth, więc przyjechałem najszybciej jak tylko mogłem.-Spojrzałam złowrogo na siedzącego obok Gregory'ego, po czym omijając szerokim łukiem Harry'ego próbowałam wyjść.
-Muszę już iść-Powiedziałam oschle zamykając za sobą drzwi. Wszyscy byli zdziwieni moim zachowaniem, ale nie miałam już siły, aby im to wszystko tłumaczyć, zresztą Elizabeth, była teraz najważniejsza. Idąc prosto korytarzem do wyjścia głównego usłyszałam jak ktoś za mną biegnie.
-Jane!-usłyszałam głos Harry'ego.-Co się stało?-Złapał mnie za rękę zwinnie obracając do siebie.
-Zostaw mnie!- Odepchnełam go mocno w stronę ściany."Idz w cholerę!" -pomyślałam odwracając się tyłem do niego.
-Co się stało? Powiesz mi w końcu do cholery!-Na te słowa stanełam jak wryta, zresztą nie tylko ja, bo cały personel szpitalu jak i horzy słyszeli jak Harry unosi głos.
-Co? Nie udawaj niewiniątka. Myślisz, że nie słyszałam twojej rozmowy z moim ojcem? Słyszałam wszysko. Jak mogłeś ukrywać to przede mną? Ufałam ci po tym wszystkim co mi zrobiłeś, a teraz? Teraz to ja nie chce cię znać!-Strzeliłam Harry'emu z liścia w polika. Chłopak otrząsnął się po zadanym ciosie, po czym złapał za swój policzek. W tle słyszałam jedynie głosy starszych pań"Dobrze mu tak". Gdy tylko drzwi szpitala odsunęły się stanęłam wdychając masę świerzego powietrza do płuc, aby chociaż na chwilę się uspokoić. Niestety nawet to nie pomogło. Zobaczyłam, że chłopak nadal idzie za mną. Przyspieszyłam kroku.
-Czekaj! To nie tak-Wykrzykiwał Harry
-A jak? Mam już dość ciebie i tych twoich kłamstw. To koniec z nami! Rozumiesz?-Łzy podeszły mi pod oczy, chociaż wciąż szłam przed siebie nie odwracając się nawet na moment.
-Nie możesz tak mówić...-Powiedział chłopak wciąż krocząc za mną.-Przecież ja cię kocham..-Dodał po chwili żałosnym głosem.
-Nie masz prawa mówić, że mnie kochasz skoro na każdym kroku mnie okłamujesz! Jesteś nad zwyczajnie zwykłym dupkiem!-W tym momencie nie wytrzymałam. Łzy gorzko spływały po moich policzkach. Harry gwałtownie podbiegł pode mnie. Nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy. Spuściłam głowę wpatrując się w krople na drodze, które zostawiały moje łzy, gdy spływały po mojej twarzy.
-Nie płacz -powiedział Harry wycierając kciukiem mojego polika.-Jesteś taka ładna, gdy się uśmiechasz -dodał po chwili. Powoli nachylał głowę nad moją twarzą próbując pocałować mnie w usta. W ostatniej chwili odepchnęłam go.
-Nienawidzę cię!-Dodałam odchodząc jak najdalej od niego.
-Za co?
-Za to, że jesteś!-"Skurwysyn!"-pomyślałam odwracając się. Szłam przed siebie do końca nie wiedząc gdzie. W głowie miałam pełno myśli nie dających mi spokoju nawet na sekundę. "Dlaczego musiałam trafić akurat na niego"-obwiniałam los o każdą spędzoną z nim chwilą.

Kolejny dzień minął podobnie. Wizyta w szpitalu i kłótnia z Harrym. Nie miałam już siły na nic, wciąż tylko płakałam. Tym razem po naszej kłótni ze szpitala wyszedł Harry. Nie miałam zamiaru nawet za nim biec. Elizabeth dopytywała się o co chodzi, ale nie chciałam jej obarczać moimi problemami. Po południu około godz 18 lekarz przyniósł okropne wieści. Dowiedzieliśmy się, że Elizabeth ma...ostrą białaczkę szpikową. Nie potrafię opisać uczuć i atmosfery, która panowała właśnie w tym czasie i w tym pokoju. Byłam jakby oszołomiona jakimś gazem, jakby ktoś, podał i pigułkę nasenną Czułam, że żal rozsadzi moje płuca. Ta myśl, że jeden z najleprzych przyjaciół może odejść jest jedną z najokropniejszych. Po krótkiej chwili, gdy ta wiadomość doszła do Elizabeth wybuchnęła płaczem.
-Czy ja umieram?-Zapytała przez łzy doktora.
-W dzisiejszych czasach jest wiele sposobów na to, aby zwalczyć tą chorobę...Hemioterapia lub przeszczep szpiku. Jednak najpierw należy zlikwidować możliwie jak najwięcej komórek nowotworowych. Teraz zostawię was. Mam jeszcze paru innych pacjentów.-Popatrzyłam na Elizabeth, płakałam razem z nią...wszyscy płakali jakby to był nasz ostatni wspólny dzień. Gregory siedział przy jej łóżku nie odchodząc nawet na moment. Powietrze było ciężkie od nadmiaru emocji. Z każdym wdechem czułam się bardziej winna, że zabieram jej to powietrze.
-Ale to nie koniec...-Powiedział Gregory po dłuższym czasie milczenia-przecież ta hemioterapia...oni cię wyleczą nie martw się-dodał tuląc ją mocniej. Te słowa dały nam nadzieję, że wszystko będzie dobrze, choć wcale tak nie było...