Trzymając mnie za rękę powoli prowadził na środek altany.
-Tylko, że ja nie umiem tańczyć…
-Ale ja umiem, nie martw się nauczę cię - jednym zwinnym ruchem
obrócił mnie tak, że staliśmy na przeciwko siebie. Kapela grała głośno kawałek
"God damn you're beautiful" Chestera See. Lewą ręką objął moją talię
skracając przestrzeń między nami. Staliśmy praktycznie przytuleni. Oświetlała
nas jedynie pełnia księżyca i rozwieszone lampki. Zamknęłam oczy. Bałam się, że
kiedy je otworze to wszystko zniknie i okaże się, że to tylko sen...
najpiękniejszy sen w moim życiu.
-Daj się prowadzić to łatwe – i uniósł prawą rękę, a ja powoli
obróciłam się wokół własnej osi. Był ode mnie o głowę wyższy, więc nie patrzyliśmy
sobie w oczy. Poczułam jego oddech na mojej głowie. Ciarki rozeszły się po
całym moim ciele. Gorące uczucie rozpalające mój żołądek nie opuszczało mnie
ani na moment. Miałam wrażenie, że poliki rumienią mi się z każdą sekundą coraz
bardziej. Poczułam jego oddech na swojej szyi. Zamarłam. Kolejne dreszcze
przebiegły przez moje ciało.
-Kto cię nauczył tak tańczyć? – Obrócił mnie jeszcze raz i trochę
mocniej przyciągnął. Kołysaliśmy się tak delikatnie, niczym łódka na bezkresnym
morzu.
- Moja babcia… To nic, że sięgałem jej do pasa i miałem za duże
buty ojca, była świetną tancerką. – Uśmiechnął się niby do mnie niby do siebie,
ale był to uśmiech ponury. Na chwile jego oczy zamarły. Musiał przypominać
sobie pierwsze lekcje tańca, które dawała jego babcia.
-Nie wiem czy mnie by nauczyła… Jestem totalnym beztalenciem –
uśmiechnęłam się do niego mając nadzieje, że się troszkę rozchmurzy.
-Ona nie żyje. - Ktoś musiał uderzyć mnie pięścią w brzuch.
„Głupia idiotko, trzymaj język za zębami. Wszystko potrafisz spartolić”.
Ciężkie kamienie opadły na dno mojego żołądka. Czułam się okropnie. Jak mogłam
sprawić mu przykrość, każąc wracać wspomnieniami do swojej zmarłej babci. Nigdy
nie czułam się tak głupio.
-Nie martw się zmarła dawno, dawno temu – i znów powrócił jego
dawny serdeczny uśmiech.-W końcu chwila spokoju - wyszeptał mi do ucha
odgarniając włosy na bok. -Masz długie włosy i wchodzą mi do buzi… -Musiałam
zrobić speszoną minę, bo zaraz zaczął się usprawiedliwiać.
-Ale są bardzo ładne… Takie długie… nie wchodzą ci do oczu? Są
ładne nawet bardzo ładne… tylko, że… no jakby ci tu powiedzieć… nie praktyczne…
-Wiesz kto co lubi. Mi się podobają długie włosy, więc mam długie
włosy – uśmiechnęłam się po raz kolejny. Coś czerwonego mignęło za plecami
Harry’ego.
-Dobrze ci idzie. Jak na pierwszy raz całkiem nieźle, tylko
postaraj się nie deptać moich stup.- Zarumieniłam się.
-Przepraszam mówiłam, że nie umiem tańczyć.- Wychyliłam się zza
pleców Harry’ego. Zobaczyłam Mady stojącą przed domkiem. Wpatrywała się w nas z
taką zazdrością jakiej nigdy nie widziałam u żadnego człowieka. Miałam
wrażenie, że chciała zabić mnie spojrzeniem. Skrzyżowała ręce na piersi posłała
lodowate spojrzenie, pogardliwie prychnęła i odeszła do stojącej w środku budynku
Belli. Nie przejęłam się tym, tańczyłam dalej. Nagle mój telefon zaczął
dzwonić. Chwyciłam swoja torebkę, grzecznie przeprosiłam partnera i szybko
odebrałam.
-Hallo? - spojrzałam na Harry'ego. Wpatrywał się we mnie z nie
małym zdziwieniem. W słuchawce słychać było głos Alice tylko, że trochę inny,
bardziej zdesperowany i zdenerwowany.
-Gdzie jesteś? Musisz szybko do mnie przyjść! - wykrzykiwała.
-Co?! Co się stało?
-Szybko! Jesteśmy na sali! Elizabeth… ona…- W tym momencie rozłączyła
słuchawkę. Na moment serce przestało mi bić
-Musze lecieć! Alice… Znaczy Elizabeth… coś jej się stało…
przepraszam- Wybiegłam za Harry'ego. W tle słyszałam jego krzyki "Co się
stało?!". Nie myślałam o nim, chciałam jak najszybciej być przy Alice i dowiedzieć
się cokolwiek o Elizabeth. Kiedy dobiegłam zobaczyłam siedzącą na krześle
Alice. Twarz schowaną miała w dłonie. Była mocno przestraszona.
-Co się stało? - Zdyszana zapytałam Alice. Dziewczyna powoli
podniosła czarną od tuszu twarz.
-Elizabeth... zmęczyła się i upadła.... - wybuchła płaczem.
-Co? Ale co jej jest?!
-Nie wiem... tańczyła i nagle źle się poczuła i zemdlała …-Stanęłam
jak wryta, Niall przytulał i pocieszał Alice. Łzy stanęły mi w oczach.
-Jak to? Przecież jak wychodziłam czuła się świetnie !- Stawałam
się coraz bardziej nerwowa. – Gdzie teraz jest?
-Pan Brown zabrał ją do domku dla nauczycieli. Zadzwonili po
lekarza, mówili, że to nic poważnego, zwykłe osłabienie… Wiesz jak się
wystraszyłam?- I ponownie wybuchła płaczem. – Leżała na parkiecie… nie ruszała
się…
-Już wszystko dobrze, nie martw się nic jej nie jest – przytuliłam ją mocno do siebie.
-T-tak wiem, próbowałam ją obudzić… A kiedy otworzyła oczy…
-Ciiii już dobrze – pogłaskałam ją po głowię. Twarz miała
zaczerwienioną od łez. Gdy już wszystko w miarę się uspokoiło razem z Alice
wróciłyśmy do domku. Impreza wciąż trwała, w końcu było trochę po północy.
Zadzwoniłyśmy do pana Browna. Bardzo nas uspokoił – powiedział, że Eliz nic nie
jest i tak jak podejrzewali to zwykłe osłabienie. Lekarz dał jej coś na
wzmocnienie i za godzinę zjawi się w naszym domku. Alice i ja byłyśmy nieco
zmęczone. Usiadłyśmy w fotelach i zaczęłyśmy zastanawiać się nad przyczyną jej
osłabienia.
-A może dlatego, że ostatnio nic nie jadła? Odkąd poznała Gregory ‘ego
jakoś tak mniej je, ale powinien ktoś ją uświadomić, że samą miłością nie da
się żyć.
-Wiesz może... tak to chyba to... -Alice była już tak zmęczona
całą tą sytuacją, że nie miała siły nawet o tym mówić. Czekałyśmy w milczeniu,
aż do naszego domku weszła Elizabeth. Szybko podniosłam się z łóżka i pobiegłam
ją przytulić.
-Zdajesz sobie może sprawę z tego jak nas nastraszyłaś? –
Spojrzałam na Eliz. Twarz miała trochę bladą, ale wesołą.
-To nic, po prostu zasłabłam. Zanieśli mnie do domku nauczycieli.
Gregory zadzwonił po lekarza. W domku mieli małą apteczkę, ale nic w niej nie
było. Lekarz stwierdził, że to z powodu niedożywienia. Wszystko teraz jest
okej. Zjadłam zupę, a potem dostałam leki na wzmocnienie… Szkoda tylko, że przerwałam
wam tą dyskotekę…
-Przestań! Najważniejsze, że tobie nic nie jest! – Alice przytuliła
ją do siebie, a po chwili już wszystkie trzy stałyśmy przytulone.
-No dobra opowiadaj jak tam z Niall’em? - Zapytała podekscytowana Eliz.
-Muszę wam wszystko opowiedzieć! To był najpiękniejszy dzień w
moim życiu… do pewnego momentu – Alice spojrzała się „gniewnie” na Elizabeth.
-Przepraszam… - zaśmiała się i Alice zaczęła swoją opowieść.
Wszystkie śmiałyśmy się piszczałyśmy i wzdychałyśmy bezkońca. Po Alice zaczęła
Elizabeth, a po Eliz nadeszła moja kolej.
-A ty jak się bawiłaś? Widziałam Harry’ego tańczącego z Mady.Byłaś
trochę zła, powiedziałaś, że idziesz na dwór, a potem ślad po tobie zaginął.
Gdzie byłaś? – Zapytała mocno zaciekawiona Alice.
-Byłam się przejść… mówiłam, że nie lubię takich imprez… - Nie
wiem czemu skłamałam. Sama zaskoczyłam
się swoją odpowiedzią.
-A to w takim razie powróćmy do naszych opowiadań – zasugerowała Alice
trącając Eliz łokciem.
-Tak, nasze są ciekawsze – Elizabeth posłała mi pełen życzliwości
uśmiech i zaczęło się od nowa: wzdychanie piszczenie i tak dalej. Długo rozmawiałyśmy
tej nocy, zwłaszcza na temat chłopców.
pięknie piszesz nie mogę się doczekać kolejnej części :)
OdpowiedzUsuń