-No dobra, już chodźmy bo zaraz dzwonek- Oznajmiła Alice. W końcu dzień w
szkole dobiegł końca. Minął w bardzo miłej atmosferze. Wszyscy byli uprzejmi,
choć przeszkadzało mi to, że za bardzo zwracali na nas uwagę, w końcu byłyśmy
nowe. Razem z Elizabeth i Alice postanowiłyśmy przejść się do parku. Nie byłam
zbytnio zdolna do normalnego funkcjonowania, cały czas przed oczami ukazywała
mi się twarz Harry’ego. Alice i Elizabeth rozmawiały na różne tematy, ja tylko
odpowiadałam na pytania lub potakiwałam. Mój mózg odrzucał wszelkie inne
informacje.
-O właśnie! Muszę iść do piekarni, mama kazała kupić parę bułek i
chleb tostowy na kolacje-Oznajmiła Elizabeth. Na te słowa coś we mnie wybuchło.
Byłam jeszcze bardziej odurzona niż wcześniej. Czułam jakbym zapaliła
marihuane: radość mieszała się z otępieniem.
-OOO! Będziesz miała okazje spotkać się ze swoim chłoptasiem- Zaśmiała się
Alice ukazując swoje białe ząbki.
-To nie jest mój chłoptaś! I przestań go tak nazywać - Pchnęłam Alice, która
potem wskoczyła mi na plecy, szłyśmy tak całą drogę do piekarni. Gdy Elizabeth
otworzyła przed nami drzwi poczułam piękny zapach pieczonego chleba. Usiadłyśmy
przy jednym ze stolików, a Elizabeth stanęła w kolejce. Nagle z wejścia dla
pracowników wyszedł Harry. Zobaczywszy go oparłam się o rękę i zasłaniając
twarz włosami zaczęłam czytać ogłoszenie, które leżało na każdym ze stolików.
Poczułam zimny pot na plecach. Próbowałam zająć się rozmową z Alice, żeby tylko
nie spojrzeć w jego stronę.
-Ale się na ciebie lampi – stwierdziła zdziwionym głosem Alice. Powiedziała
to z takim nie dowierzaniem, że mogłabym się na nią obrazić, ale zbyt przejęłam
się tą sytuacją. Aby sprawdzić prawdomówność przyjaciółki szybko obróciłam się
w jego stronę. Kiedy go zobaczyłam nasze oczy spotkały się tak samo jak na
stołówce. Trwało to ułamek sekundy, a może nawet wieczność. Być może się
speszył, bo szybko obrócił się w kierunku drewnianych półek i zaczął
układać chleb. Uśmiechnęłam się dyskretnie i wzięłam się za dalszy ciąg
"czytania" lektury.
-No dobrze możemy już iść- podeszła Elizabeth jak to zwykle uśmiechnięta.
Całą drogę do domu opowiadałyśmy Elizabeth o naszej starej szkole. Oczywiście
nie obeszło się bez pytań „A teraz gdzie mieszkacie?”. Jak się potem okazało
nasza nowa przyjaciółka mieszkała zaledwie kilka domów od naszego. Następny
dzień przyniósł całkiem miłe wieści, a mianowicie organizowana była tygodniowa
wycieczka nad jezioro. Dopiero drugi dzień, a tu takie wieści. Nowa szkoła
zaczęła podobać mi się coraz bardziej, choć ciekawskie spojrzenia nadal nie
zniknęły.
-Ciekawe czy Harry ... no wiesz czy ... no czy on też pojedzie? - Zapytałam
cichutko Elizabeth na przerwie obiadowej. Jak zwykle siadłyśmy przy prawie
największym stoliku, razem z paczą Elizabeth. Po drugim dniu zaczęłam już
rozpoznawać parę twarzy. Blondyn, który
zawsze siadał obok nie lubianej przeze mnie Belli nazywał się James, a
rudowłosa dziewczyna z nie przyjaznym wyrazem twarzy nazywała się Mady.
-Jak Niall pojedzie to on zapewne też –odpowiedziała obojętnie gryząc jabłko.
-A kto to jest ten cały Niall?- wtrąciła się Alice. Widać przysłuchiwała się
naszej rozmowie.
-To taki przyjaciel Harry'ego wszędzie razem chodzą i w ogóle. O! to ten co
siedzi teraz obok nie go. - Pokazała palcem całkiem uroczego młodzieńca. Oparty
nonszalancko o krzesło szczerzył swoje białe zęby w stronę małej grupki
dziewcząt. Te piszczały i machały jakby uciekły dopiero co ze szpitala dla
chorych umysłowo.
-Uuu jaki słodziak – W zachowaniu Alice zauważyłam coś niepokojącego. Znaczy
Alice od urodzenia była uroczym i przede wszystkim dziwnym dzieckiem, może
dlatego się tak zaprzyjaźniłyśmy. W końcu ciągnie swój do swego. Od razu
widziałam, że Niall wpadł w oko Alice, było to widać z daleka. Na jej polikach
momentalnie zawitały dwa rumieńce.
-Musimy się dowiedzieć czy Niall i ten twój … No wiesz czy oni jadą na tą
wycieczkę ! – Wtrąciła się ni stąd ni zowąd Alice. Po dłuższych namowach Alice
razem z Elizabeth postanowiłyśmy pójść do pokoju nauczycielskiego, aby
dowiedzieć się czegoś więcej na temat owej wycieczki. Kiedy Elizabeth
prowadziła rozmowę z naszym nauczycielem od biologii (panem Brown’em) mój wzrok
z obrazów byłych dyrektorów szkoły powędrował na biurko. Leżała na nim kartka z
listą osób, które zapisały się na wycieczkę. Szybko przejrzałam pierwsze
zapisane osoby. Niestety nie było go. „Może jest zapisany na drugiej stronie ”-
pomyślałam. Szybkim ruchem jak gdyby wiatr odwróciłam kartkę.
-Mam cie! –Krzyknęłam mimowolnie. Elizabeth i Pan Brown odwrócili się w moją
stronę. Nauczyciel patrzył na mnie jak na upośledzoną, a Elizabeth tłumiła
wybuch śmiechu. Zamurowana wpatrywałam się w moich obserwatorów. W końcu
postanowili mnie zignorować i zaczęli kontynuować swoją rozmowę. „Uf”-
westchnęłam. Wpatrywałam się jeszcze przez moment na 21 miejsce na liście.
Litery składały się w dwa najpiękniejsze słowa - "Harry Styles". W
tym momencie moje serduszko zadrżało."Tak czyli jedzie" - powtarzałam
ciągle z wielkim bananem na ustach. Nie wiedzieć czemu śmiałam się jak głupi do
sera.
- To niech Pan nas też zapisze –usłyszałam głos Elizabeth.
-Ciebie i twoje nowe … koleżanki?- spojrzał na mnie w podobny sposób co 5
min temu.
- Tak, tak. Alice Shark i Jane Book. Bardzo dziękuje, dowidzenia – i
udałyśmy się na przerwę. Alice czekała pod drzwiami klasy chemicznej.
-Co tak długo?
-A Jane rozmawiała ze swoim wymyślonym przyjacielem. Chyba w ganianego się
bawili czy coś.- Mało brakowało, a Elizabeth udusiłaby się ze śmiechu.
-Ha ha ha bardzo śmieszne – przesłałam im mordercze spojrzenie. - Musze iść
jeszcze po książkę do chemii, bo w szafce zostawiłam. – Przynajmniej miałam
pretekst, żeby nie wysłuchiwać dalej żartów na mój temat. Idąc korytarzem
troszkę się zamyśliłam i nie bardzo
zwracałam uwagę na to, co się wokół mnie dzieje. Właśnie byłam na randce z
nieznajomym, kiedy zawadziłam o coś ramieniem. Moment wróciłam na ziemię i
oprzytomniałam.
-Au jak chodzisz?!- Usłyszałam przyjemny dla uszu głos, wręcz kojący. Szybko
się obróciłam.
-Co? Chyba jak ty chodzisz, korytarz nie jest tylko dla ciebie!- Zamarłam
jakieś pół metra ode mnie stał Harry.
-Jak widzę jesteś tu nowa i jako dobry kolega radze ci się dostosować do
otoczenia. Przede wszystkim nie wychylać się, no chyba, że chcesz mieć spiny z
innymi. – Spojrzał na mnie jakby groził mi więzieniem.
- Dziękuję za twoje nie potrzebne rady, ale raczej z nich nie skorzystam! I
chyba ktoś cię powinien uświadomić, że nie jesteś, aż tak szeroki w barach, i
nie potrzebujesz całego korytarzu. Jako, że jestem dobrą koleżanką właśnie ci
to uświadamiam. – Miałam wrażenie, że wszyscy się nam przysłuchują. Nie
obchodziło mnie to . Nie pozwolę, żeby ktoś mną pomiatał, nawet jeśli tym kimś
był najpiękniejszy chłopak w szkole.
-Jeśli tyle masz mi do powiedzenia to odsuń się, bo blokujesz wejście do
klas, a ja spieszę się na chemię także … zjeżdżaj!
super :)
OdpowiedzUsuń