czwartek, 2 maja 2013

My world :2

-No dobra, już chodźmy bo zaraz dzwonek- Oznajmiła Alice. W końcu dzień w szkole dobiegł końca. Minął w bardzo miłej atmosferze. Wszyscy byli uprzejmi, choć przeszkadzało mi to, że za bardzo zwracali na nas uwagę, w końcu byłyśmy nowe. Razem z Elizabeth i Alice postanowiłyśmy przejść się do parku. Nie byłam zbytnio zdolna do normalnego funkcjonowania, cały czas przed oczami ukazywała mi się twarz Harry’ego. Alice i Elizabeth rozmawiały na różne tematy, ja tylko odpowiadałam na pytania lub potakiwałam. Mój mózg odrzucał wszelkie inne informacje.
-O właśnie! Muszę iść do piekarni, mama kazała  kupić parę bułek i chleb tostowy na kolacje-Oznajmiła Elizabeth. Na te słowa coś we mnie wybuchło. Byłam jeszcze bardziej odurzona niż wcześniej. Czułam jakbym zapaliła marihuane: radość mieszała się z otępieniem.
-OOO! Będziesz miała okazje spotkać się ze swoim chłoptasiem- Zaśmiała się Alice ukazując swoje białe ząbki.
-To nie jest mój chłoptaś! I przestań go tak nazywać - Pchnęłam Alice, która potem wskoczyła mi na plecy, szłyśmy tak całą drogę do piekarni. Gdy Elizabeth otworzyła przed nami drzwi poczułam piękny zapach pieczonego chleba. Usiadłyśmy przy jednym ze stolików, a Elizabeth stanęła w kolejce. Nagle z wejścia dla pracowników wyszedł Harry. Zobaczywszy go oparłam się o rękę i zasłaniając twarz włosami zaczęłam czytać ogłoszenie, które leżało na każdym ze stolików. Poczułam zimny pot na plecach. Próbowałam zająć się rozmową z Alice, żeby tylko nie spojrzeć w jego stronę.
-Ale się na ciebie lampi – stwierdziła zdziwionym głosem Alice. Powiedziała to z takim nie dowierzaniem, że mogłabym się na nią obrazić, ale zbyt przejęłam się tą sytuacją. Aby sprawdzić prawdomówność przyjaciółki szybko obróciłam się w jego stronę. Kiedy go zobaczyłam nasze oczy spotkały się tak samo jak na stołówce. Trwało to ułamek sekundy, a może nawet wieczność. Być może się speszył, bo szybko obrócił się w kierunku drewnianych półek  i zaczął układać chleb. Uśmiechnęłam się dyskretnie i wzięłam się za dalszy ciąg "czytania" lektury.
-No dobrze możemy już iść- podeszła Elizabeth jak to zwykle uśmiechnięta. Całą drogę do domu opowiadałyśmy Elizabeth o naszej starej szkole. Oczywiście nie obeszło się bez pytań „A teraz gdzie mieszkacie?”. Jak się potem okazało nasza nowa przyjaciółka mieszkała zaledwie kilka domów od naszego. Następny dzień przyniósł całkiem miłe wieści, a mianowicie organizowana była tygodniowa wycieczka nad jezioro. Dopiero drugi dzień, a tu takie wieści. Nowa szkoła zaczęła podobać mi się coraz bardziej, choć ciekawskie spojrzenia nadal nie zniknęły.
-Ciekawe czy Harry ... no wiesz czy ... no czy on też pojedzie? - Zapytałam cichutko Elizabeth na przerwie obiadowej. Jak zwykle siadłyśmy przy prawie największym stoliku, razem z paczą Elizabeth. Po drugim dniu zaczęłam już rozpoznawać parę twarzy. Blondyn,  który zawsze siadał obok nie lubianej przeze mnie Belli nazywał się James, a rudowłosa dziewczyna z nie przyjaznym wyrazem twarzy nazywała się Mady.
-Jak Niall pojedzie to on zapewne też –odpowiedziała obojętnie gryząc jabłko.
-A kto to jest ten cały Niall?- wtrąciła się Alice. Widać przysłuchiwała się naszej rozmowie.
-To taki przyjaciel Harry'ego wszędzie razem chodzą i w ogóle. O! to ten co siedzi teraz obok nie go. - Pokazała palcem całkiem uroczego młodzieńca. Oparty nonszalancko o krzesło szczerzył swoje białe zęby w stronę małej grupki dziewcząt. Te piszczały i machały jakby uciekły dopiero co ze szpitala dla chorych umysłowo.
-Uuu jaki słodziak – W zachowaniu Alice zauważyłam coś niepokojącego. Znaczy Alice od urodzenia była uroczym i przede wszystkim dziwnym dzieckiem, może dlatego się tak zaprzyjaźniłyśmy. W końcu ciągnie swój do swego. Od razu widziałam, że Niall wpadł w oko Alice, było to widać z daleka. Na jej polikach momentalnie zawitały dwa rumieńce.
-Musimy się dowiedzieć czy Niall i ten twój … No wiesz czy oni jadą na tą wycieczkę ! – Wtrąciła się ni stąd ni zowąd Alice. Po dłuższych namowach Alice razem z Elizabeth postanowiłyśmy pójść do pokoju nauczycielskiego, aby dowiedzieć się czegoś więcej na temat owej wycieczki. Kiedy Elizabeth prowadziła rozmowę z naszym nauczycielem od biologii (panem Brown’em) mój wzrok z obrazów byłych dyrektorów szkoły powędrował na biurko. Leżała na nim kartka z listą osób, które zapisały się na wycieczkę. Szybko przejrzałam pierwsze zapisane osoby. Niestety nie było go. „Może jest zapisany na drugiej stronie ”- pomyślałam. Szybkim ruchem jak gdyby wiatr odwróciłam kartkę.
-Mam cie! –Krzyknęłam mimowolnie. Elizabeth i Pan Brown odwrócili się w moją stronę. Nauczyciel patrzył na mnie jak na upośledzoną, a Elizabeth tłumiła wybuch śmiechu. Zamurowana wpatrywałam się w moich obserwatorów. W końcu postanowili mnie zignorować i zaczęli kontynuować swoją rozmowę. „Uf”- westchnęłam. Wpatrywałam się jeszcze przez moment na 21 miejsce na liście. Litery składały się w dwa najpiękniejsze słowa - "Harry Styles". W tym momencie moje serduszko zadrżało."Tak czyli jedzie" - powtarzałam ciągle z wielkim bananem na ustach. Nie wiedzieć czemu śmiałam się jak głupi do sera.
- To niech Pan nas też zapisze –usłyszałam głos Elizabeth.
-Ciebie i twoje nowe … koleżanki?- spojrzał na mnie w podobny sposób co 5 min temu.
- Tak, tak. Alice Shark i Jane Book. Bardzo dziękuje, dowidzenia – i udałyśmy się na przerwę. Alice czekała pod drzwiami klasy chemicznej.
-Co tak długo?
-A Jane rozmawiała ze swoim wymyślonym przyjacielem. Chyba w ganianego się bawili czy coś.- Mało brakowało, a Elizabeth udusiłaby się ze śmiechu.
-Ha ha ha bardzo śmieszne – przesłałam im mordercze spojrzenie. - Musze iść jeszcze po książkę do chemii, bo w szafce zostawiłam. – Przynajmniej miałam pretekst, żeby nie wysłuchiwać dalej żartów na mój temat. Idąc korytarzem troszkę się zamyśliłam i  nie bardzo zwracałam uwagę na to, co się wokół mnie dzieje. Właśnie byłam na randce z nieznajomym, kiedy zawadziłam o coś ramieniem. Moment wróciłam na ziemię i oprzytomniałam.
-Au jak chodzisz?!- Usłyszałam przyjemny dla uszu głos, wręcz kojący. Szybko się obróciłam.
-Co? Chyba jak ty chodzisz, korytarz nie jest tylko dla ciebie!- Zamarłam jakieś pół metra ode mnie stał Harry.
-Jak widzę jesteś tu nowa i jako dobry kolega radze ci się dostosować do otoczenia. Przede wszystkim nie wychylać się, no chyba, że chcesz mieć spiny z innymi. – Spojrzał na mnie jakby groził mi więzieniem.
- Dziękuję za twoje nie potrzebne rady, ale raczej z nich nie skorzystam! I chyba ktoś cię powinien uświadomić, że nie jesteś, aż tak szeroki w barach, i nie potrzebujesz całego korytarzu. Jako, że jestem dobrą koleżanką właśnie ci to uświadamiam. – Miałam wrażenie, że wszyscy się nam przysłuchują. Nie obchodziło mnie to . Nie pozwolę, żeby ktoś mną pomiatał, nawet jeśli tym kimś był najpiękniejszy chłopak w szkole.
-Jeśli tyle masz mi do powiedzenia to odsuń się, bo blokujesz wejście do klas, a ja spieszę się na chemię także … zjeżdżaj!


1 komentarz: