środa, 1 maja 2013

My world : 4

Wpatrywałam się w niego jeszcze przez moment , próbują odgadnąć  o co mu chodzi.  On ściągnął brwi widocznie nad czymś rozmyślając. Otworzył ust, czekałam na jego słowa z gęsią skórką na rękach. W końcu się przełamał.

-Z kim idziesz na bal? –Zapytał jakby od niechcenia.  Zamurowało mnie. Serce biło mi prawie tak szybko, jak u myszy.  Wypatrywałam w jego oczach żartu, albo zwykłego przekomarzania się, ale nic.  Kompletnie nic nie wyczytałam z jego twarzy. Czyżby zdawał się to mówić na poważnie?
-Cóż –wykrztusiłam – o balu dowiaduję się dopiero od ciebie. Także nie mam go w planach, zresztą… kiedy ma się w ogóle odbyć?
-W czerwcu konkretniej piętnastego. - Uśmiechnął się poprawiając guzik swojej koszuli.
-Nie, raczej nie idę.  Nie lubię tego typu imprez.  Wolę siedzieć w domu. –Chciałam uśmiechnąć się serdecznie, ale pod wpływem jego perfum kompletnie zgłupiałam i  zamiast niego wyszedł mi  zwykły grymas.  Lekko zawstydzona oblałam się rumieńcem. Czułam, że jego oczy miotają się po moim ciele jakby czegoś szukały.
-Ominie cię niezła zabawa… -zawahał się, po czym dodał. – Ale na wycieczkę chyba się wybierasz? Co? – Wpatrywał się we mnie z zaciekawieniem. Uśmiech nadal gościł na jego twarzy.
-Tak, wybieram się, a co? – Zapytałam udając obojętność. Zaśmiał się cicho.
-Nie, nic tak tylko pytam, wiesz z natury jestem osobą ciekawską – posłał mi swój uśmiech. Nie był to ten łobuzerski, którego lubiłam najbardziej, ale ten był równie rozbrajający co tamten.
-Wiesz osoby ciekawskie często brane są, za osoby wścibskie, które nie powinny wtykać nosa w nieswoje sprawy.-Uśmiechnęłam się przesuwając go lewą ręką, robiąc sobie przy tym przejście.
-Może –wrócił na swoje poprzednie miejsce –  ale czy to, aż taka wielka zbrodnia? Być po prostu ciekawskim?
-Nie, ale ciekawość to pierwszy stopień do piekła, także ty już pewnie stoisz na piątym szczeblu drabinki do królestwa Lucyfera. –Parsknął śmiechem.
-Skąd to stwierdzenie?- Zapytał głęboko wpatrując mi się w oczy. Chyba chciał coś w nich znaleźć, ale starałam się, żeby była to tylko zwykła obojętność.
-Nie wyglądasz mi na grzecznego chłopca – odchyliłam się w tył krzyżując ręce.
-A jaka jest u ciebie definicja „złego chłopca”?- Spojrzał na mnie przenikliwie. Tym razem to ja się zaśmiałam.
-No wiesz taki chłopiec przeważnie przeklina…  no i większość z nich ma tatuaż. – Przyglądałam mu się uważnie. Wyraz jego twarzy nie zmienił się ani na moment. Wciąż uśmiechnięty od ucha do ucha torował mi przejście.
-Czyli uważasz, że mam tatuaż? No cóż bardzo trafne stwierdzenie. – Z  jego ust wydobył się słodki śmiech. Bardzo prawdopodobne, że śmiał się z mojej miny. Domyśliłam się, że musze wyglądać komicznie z roztwartymi ustami i oczami przypominającymi  wielkością pięciozłotówki .
-Tak? Zapewne Niall też ma – zerknęłam w stronę blondyna wciąż flirtującego z brunetką.
-Owszem ma – powiedział to tak poważnie, że na początku wzięłam to na serio, ale po sekundzie roześmiał się zadowolony ze swoich umiejętności aktorskich.
-Niech zgadnę, ty masz pewnie smoka, albo lwa. No wiesz bardziej pasują do  macho.
-Nie, Niall ma węża na klacie, a ja jamnika, ale nie powiem gdzie… - Oboje parsknęliśmy śmiechem. Pogawędkę przerwał nam dzwonek.
-To cześć –uśmiechnął się na pożegnanie.
-Cześć – niby to obojętnie pomachałam mu ręką.  Szybko dołączyłam do dziewczyn. Mady i Bella świdrowały mnie swoimi spojrzeniami, a Elizabeth i Alice umierały z ciekawości.
-No powiedz w końcu – nalegały na historii.
-Po lekcji –szepnęłam.
-Może niech panna Book odpowie nam na pytanie. Słuchamy. – Powiedział grubym basem nauczyciel historii.
-Przepraszam nie usłyszałam pytania, może Pan powtórzyć? –Zapytałam rumieniąc się .  Wszystkie oczy skierowane były na mnie. Jak ja tego nienawidziłam.
-Nie, nie mogę. To że jesteś nową  uczennicą nie zwalnia cię, z obowiązków, wręcz przeciwnie – posłał mi pełne pogardy spojrzenie.  Wiedziałam już, że nie będzie nam się dobrze współpracować, a historia zniknie  z listy moich ulubionych przedmiotów. Do tego słyszałam w tle zgryźliwe komentarze Mady. Zacisnęłam zęby.
-Przepraszam – wybełkotałam pod nosem. Całą lekcję przesiedziałam cicho, czekając, aż dzwonek uwolni mnie z tej przeklętej sali. Na przerwie opowiedziałam dziewczyną ze szczegółami treść naszej rozmowy.
- Jak dla mnie to chłopak ma chyba wobec ciebie jakieś plany – zaśmiała się Alice.
-A mnie ciekawi czy naprawdę ma tego jamnika na… - parsknęłyśmy śmiechem.
-Niall z wężem na klacie… mmmm o tak ciasteczko – wyszczerzyła zęby Alice pochłaniając się we własną wyobraźnię.
-Taaak wracając do spraw przyziemnych. Termin wycieczki został już ustalony- 20 września, tylko skrócili ją do 3 dni. Ale i tak super prawda? Już się nie mogę doczekać – wymachiwała rękami  z podekscytowania uśmiechnięta Elizabeth.
- A tak a propos to który dzisiaj mamy?
- 6 września
-To już za dwa tygodnie!  Super! – Wykrzykiwała Alice. Nawet ja się cieszyłam z tej wycieczki.  Sama zdziwiłam się tym faktem, bo w końcu byłam typem poduszkowca. 3 dni z dala od rodziców z dwiema najbardziej stukniętymi dziewczynami pod słońcem. Tak! Zapowiadał się niezły wyjazd. Dni do wycieczki odliczałam z lekkim zniecierpliwieniem. Codziennie rano rysując ”x” na kalendarzu cieszyłam się coraz bardziej. W szkole też całkiem nieźle mi szło. Parę piątek z angielskiego i pała z historii pojawiły się w dzienniku obok mojego numerku. Jak już mówiłam, nie za dobrze współpracowało mi się z tym grubym facetem od historii.  Dzień w dzień wypatrywałam Go na stołówce. Nie wiedziałam po co w ogóle to robię. Może chciałam go po prostu zobaczyć? Jak zwykle siedział oparty nonszalancko o krzesło w towarzystwie co najmniej dwóch dziewczyn. Często na niego zerkałam. Czasami już machinalnie- z przyzwyczajenia. Były momenty, że nasze oczy spotykały się, ale zaraz się obracałam, albo jakaś inna adorująca go dziewczyna zasłaniała nas.
-Nie warto – powiedziała na jednej z przerw obiadowych Bella. Zdziwiona obróciłam się do niej.
-Co?- Szepnęłam zaskoczona zachowaniem towarzyszki.
-Mówię o Harrym. Nic ci nie da bezsensowe gapienie się na niego –uśmiechnęła się ironicznie. Przypominała mi  jedną z wrednych sióstr Kopciuszka.
-Nie, ja tylko zerknęłam. Często obserwuję innych.. . Jestem po prostu osobą ciekawską z natury –uśmiechnęłam się sama  do siebie.
-Ach tak… - uniosła brwi marszcząc przy tym czoło. Temat się skończył.  Odetchnęłam z ulgą. Postanowiłam się trochę lepiej pilnować. Nie zerkałam w jego stronę już tak często. Miałam wrażenie, że Mady i Bella obserwują mnie od pewnego czasu. Po szkole czasami  odwiedzałyśmy piekarnie. Pewnego dnia oczekując na Alice naszła mnie myśl, że przychodzi tu tak dużo nastolatek, nie ze względu na dobre pieczywo, choć muszę przyznać , że naprawdę było genialne. Ale ze względu na pewnego chłopca. W sumie jakby nie patrzeć, byłam jedną z nich. W końcu minęły te dwa tygodnie. Konkretniej 13 dni. Przed dzień wycieczki Elizabeth przyszła do nas i razem pakowałyśmy torby.
-Może ta sukienka – pokazała Alice blado różową kieckę sięgającą przed kolanko. Miała cieniutkie ramiączka.
- Nie wiem czy taka sukienka będzie potrzebna ci do lasu – zaśmiała się Elizabeth.
-Nie do lasu, tylko na dyskotekę – oburzyła się Alice chowając sukienkę do walizki.
-Co kolejna dyskoteka?  Jak to? – Z żalem w głosie położyłam się na moje łóżko.
-No tak to- uśmiechnęła się Alice. – Zobaczysz będzie fajnie !
-Jasne – mruknęłam pod nosem.  Czy tak ciężko było zrozumieć, że nie lubiłam – wręcz nienawidziłam- tego typu imprez?
-Jaka bierzesz sukienkę? – zapytała wesoło Alice. Czasami przypominała mi chochlika. Wszędzie jej było pełno i zawsze z uśmiechem na twarzy. Zatkało mnie.
-Nie mam żadnej sukienki .
-Nie martw się pożyczę ci swoją – rzuciła obok mnie jakąś  turkusową. Bardzo podobną do jej, z tym wyjątkiem, że moja była w koronkę.
-Super – mruknęłam układając ją w kostkę. -No to już wszystko… nareszcie ! Nienawidzę się pakować… grrr
-Przestań to sama radość. – Wciąż w siódmym niebie układała swoje jeans’ owe spodnie.
Tak, jak się wiecznie coś pali, to ze wszystkiego jest radocha. – Mruknęłam sama do siebie.

Dzień wycieczki.

Poranek zapowiadał się obiecująco. Odsłoniłam landrynkowo – różowe  firanki i powoli otworzyłam okno. Świeże powietrze wypełniło moje płuca. Zadowolona obudziłam Alice. Razem z moimi rodzicami zjadłyśmy śniadanie i po trzydziestu minutach, spakowane stałyśmy już pod szkołą, czekając na autokar. Nie mogłam  od Niego oderwać oczu. Miał coś w sobie co sprawiało, że ciągle o nim myślałam. Stał zaledwie kilka kroków ode mnie, niestety nie miałam tyle odwagi, żeby podejść i zagadać. W sumie i tak bym nie podeszła, ale marzyć każdemu wolno. W końcu nadjechał wielki   biało-czarny czterdziesto osobowy pojazd. Zajęłyśmy miejsca. Elizabeth usiadła z Kate, a ja z Alice. Droga w autokarze strasznie nam się dłużyła. Dziękowałam Alice, że zabrała ze sobą słuchawki. Gdy dojechaliśmy przez okno ujrzałam nie typowe miejsce.  Przed nami ukazało się kilkanaście drewnianych domków rozstawionych  wzdłuż pięknego jeziora, które tylko czekało, aż ktoś zamąci jego wodę pokaźnym skokiem. Niebo, choć mogłoby się wydawać takie samo jak wszędzie, tutaj miało coś w sobie czego nie da się, tak po prostu opisać. W powietrzu unosił się zapach dopiero co skoszonej trawy, która aż biła po oczach swoim intensywnym kolorem. Za domkami rozpościerał się ogromny las z którego wydobywały się odgłosy dzikich zwierząt. Wszystko w tym miejscu, było jak z bajki. Bujna roślinność nie dotknięta przez nowoczesność człowieka. Nauczyciele zarządzili, aby uczniowie  dobrali  się w grupy od dwuosobowych do pięciu, a następnie każda z nich dostała kluczyk z numerkiem domu, w którym będą mieszkać. Nam trafiła się 14, była najbliżej jeziora, choć najmniejsza. Obładowane w torby rozgościłyśmy się w nowym lokum. Alice rozsunęła zakurzone firanki podziwiając przy tym widoki. Łóżka wyglądały na twarde i mało wygodne.
-Za 5 min zbiórka przy jeziorze-wykrzykiwał pod każdym z  domków wuefista. Cieszyłam się, że facet od historii zrezygnował. Nienawidziłam dziada z całego serca.
-Chodźcie, ciekawe co znowu chce - westchnęła Elizabeth lekko zmieszana. Wszyscy jak jeden mąż wyszli ze swoich domków.
-Każdy domek będzie miał swojego opiekuna,  dlatego że zostaniemy tu trzy dni będzie organizowanych wiele konkursów, dyskotek i zabaw. – Oznajmił jak to zwykle lekko krzycząc wuefista. Miałam pewne przypuszczenia, że koleś jest po prostu głuchy.
-Pewnie dostaniemy jakiegoś 50-latka, który jak mówi to pluje - zaśmiała się Elizabeth.- Zawsze tak jest.
Ku naszemu zdziwieniu najstarszy opiekun miał 21 lat. Nam trafił się 18-letni Gregory, który przyjechał razem z nami autokarem, ale dopiero teraz go zauważyłyśmy. Był synem wuefisty i miał zajmować się młodszą młodzieżą. Był całkiem ładny, blond włosy szerokie ramiona i niebieskie oczy szczególnie zwracały uwagę dziewczyn.
-Cześć wam, będę was pilnował do końca waszego pobytu tutaj, od czasu do czasu będę również wpadał, aby ogłaszać wam zbiórki, konkursy itp. - Spojrzałam na Elizabeth, wpatrywała się w niego jak w jakiś obrazek. Oczy błyszczały jej jak nigdy. Nasz nowy opiekun wybąkał jeszcze coś o karze, i że musi tu siedzieć wbrew jego własnej woli. Po krótkim zapoznaniu wróciłyśmy do swojego domku.
-Boże jaki on ładny - rzuciła się na moje łóżko Elizabeth. Wpatrując się w sufit marzycielko opowiadała nam o atutach naszego nowego opiekuna. Nagle wszedł oznajmiając nam jakiś głupi konkurs zbierania szyszek. Elizabeth wybiegła z pokoju niczym strzała wypuszczona z myśliwskiego łuku. Konkurs był dość prosty: która grupa zbierze najwięcej szyszek - wygrywa.”Idiotyzm” – pomyślałam powoli tracąc nadzieje w ludzkość. Zabrałyśmy się do roboty, niestety Alice zaraz na początku wywróciła się i skaleczyła nogę. Nic dziwnego jak się biegnie między drzewami i nie zwraca uwagi na to, co ma się pod stopami. Dzięki Bogu wszystkie zęby miała na miejscu, choć na początku uparcie twierdziła, że jakiegoś wybiła.  Elizabeth poszła, gdzieś z Gregorym. Mówiła coś, że nienajlepiej się czuje i chce wrócić do domu, ale raczej nie da rady sama. Można by powiedzieć, że klasyczne zagranie. Alice oparta o ręce próbowała się podnieść. Podałam jej rękę, aby mogła się podeprzeć, ale syknęła tylko z bólu.
- Czekaj zaraz kogoś zawołam. – W pobliżu nie było nikogo. Poszłam o parę metrów do przodu, rozglądając się wokół. Dwie postacie wyłoniły się zza drzew. – Hej ! Hej ! – Wymachiwałam rękami. Postacie najwidoczniej zauważyły moją osobę i powoli kroczyły w naszą stronę. Z każdym krokiem postacie stawały się coraz bardziej widoczne.
-Coś się stało?- Zapytał Niall. Po raz pierwszy usłyszałam jego głos. Całkiem miły dla ucha – pomyślałam.
-Moja koleżanka wywróciła się i skaleczyła nogę - pokazałam palcem Alice.
-Możesz iść ? -Zapytał przejmującym głosem Harry.
-Jakby mogła iść to nie wołałybyśmy o pomoc...  – Chłopak popatrzył na mnie ciut zmieszany, ale zaraz uśmiechnął się. – Skoro nie potrzebujecie naszej pomo..
-Potrzebujemy – wtrąciła szybko Alice. Syknęła przy tym lekko podnosząc się z miejsca.
-To ty potrzebujesz ja sobie świetnie radzę … -Obaj popatrzyli na mój koszyk. Leżała w nim tylko jedna, i to w dodatku mizerna szyszka. Zaśmiali się głośno niosąc echo po całym lesie.
-Choć pomogę ci – zaproponował Niall i delikatnie wsunął  prawą rękę pod kolana Alice, a lewą objął jej ramiona Wyglądali jak młode małżeństwo przekraczające próg nowego domu.
-Może ciebie też ponieść – zaśmiał się chłopak szczerząc zęby.
-Nie dziękuje, potrafię chodzić. – Posłałam mu lodowate spojrzenie. Skrzyżowałam ręce i zaczęłam dreptać za Niallem i Alice.
-Skąd jesteś? – Przerwał ciszę Harry. Kątem oka widziałam , że uważnie przypatrywał się mojej twarzy. Dodawało mi to więcej nie pewności, więc odpowiedziałam dopiero po chwili.
-Wcześniej mieszkałam niedaleko Chester - mała miejscowość.
- Ach tak, to czemu mieszkasz teraz tutaj?- Zapytał wyraźnie zaciekawiony.
-Mój tata dostał pracę w Londynie. Nie chcieliśmy mieszkać w wielkim mieście, więc przeprowadziliśmy się tutaj.
-To wszystko wyjaśnia. Od razu, kiedy cie zobaczyłem wydałaś mi się inna. No wiesz, rzucałaś się w oczy.
-Czyli uważasz, że jestem niezrównoważona psychicznie? Dziwię się, że w ogóle mnie zobaczyłeś przez ten mur wiecznie stojących u twego boku służących.
-Nie – uśmiechnął się - uważam tylko, że się wyróżniasz – w pozytywny sposób oczywiście. Hmmm… Nie zaprzeczam, mam całkiem spore powodzenie u dziewczyn – uśmiechnął się łobuzersko. – No to do zobaczenia. Nie zauważyłam nawet jak doszliśmy do obozu. Lekko zbita z pantałyku kierowałam się w stronę naszego domku. Byłam już troszkę zmęczona. Ledwo otworzyłam drzwi, a doszedł  mnie śmiech Elizabeth.
-To fajnie, że się fajnie bawicie – padłam ociężale na łóżko. Elizabeth z Gregorym wpatrywali się we mnie z rozwartymi do granic możliwości oczami.
-A coś się stało? – Zapytała nadal w szampańskim humorze Elizabeth.
-Jeśli nie liczyć gleby i rozciętego kolana Alice… to w sumie nic – westchnęłam.
-Matko Boska czy ta dziewczyna nie może patrzeć pod nogi ? – Nic nie odpowiedziałam. Byłam już troszkę zmęczona podróżą i tym głupim konkursem. W pewnym momencie Elizabeth znacząco kaszlnęła.
-Nie, nie przeszkadzacie mi. Siedź cie sobie tutaj do woli – westchnęłam relaksując się chwilą ciszy i spokoju.
-Ale, hmm… No jakby ci tu powiedzieć… Ty nam przeszkadzasz – lekko zakłopotana Elizabeth unikała mojego wzroku. Westchnęłam jeszcze raz rozkoszując się tą ostatnią sekundą ciszy.
-Jasne, idę sprawdzić co u Alice…- podniosłam się z łóżka i otwierając drzwi mrugnęłam do Elizabeth jednym okiem. Dziewczyna uśmiechnęła się i zaczęła kontynuować przerwaną przeze mnie rozmowę.

3 komentarze:

  1. super♥ proszę napisz jak najszybciej co się będzie działo dalej bo nie mogę się doczekać
    Życzę weny ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Strasznie mi się podoba, w ogóle lubię opowiadania z 1d ^^ Fajny blog xd
    Beylantowax33

    OdpowiedzUsuń
  3. trochę dziwne, ze po 2 dniach znajomości można powiedzieć komuś szczere 'kocham Cię'. Postaraj się unikać błędów ort. BTW. Ciekawy blog ;)

    OdpowiedzUsuń